wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 35 OSTATNI

Cześć kochani! Tu Lexi i Lizzy.
Przepraszamy, że tak długo, ale tak wyszło.
OGROMNIE DZIĘKUJEMY, ŻE Z NAMI BYLIŚCIE!
To już ostatni rozdział, jest nam przykro z tego powodu, ale kiedyś musiało to się stać. Kochamy tego bloga, a szczególnie ja (Lexi). Razem z Lizzy nie mamy w planach pisania razem już, ale wczoraj dodałam zwiastun do nowego bloga który będę pisała z moim przyjacielem Dominikiem. 
Wiedzcie, że dawałyśmy z siebie wszystko przy pisaniu rozdziałów i mamy nadzieję, że podobało się. 
Jeszcze raz ogromnie dziękujemy, że biliście z nami! I zapraszamy serdecznie na mojego nowego bloga.  ===> http://the-choice-new-life.blogspot.com/
Kochamy was bardzo i jeszcze raz dziękujemy! <3 



Oczami Lexi

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku panno Clarke. - uśmiechnął się lekarz.
- Bardzo się cieszę. - odpowiedziałam wycierając sobie brzuch.
- Przepraszam. Wiem, że nie wypada, ale mogę spytać kim Pan jest? - zerknął na chłopaka.
- Jestem ojcem dziecka. - odparł Harry.
- Och, bardzo miło pana poznać. - wyciągnął do niego rękę. - Doktor Philip Drimix.
- Harry Styles.
- Panna Clarke dużo o panu mówiła. - zerknął na mnie.
- O, to coś nowego. - uśmiechnął się brunet.
- Dobrze, więc nie zatrzymuję już państwa, ale mam jeszcze jedną nowinę. - potarł ręce mężczyzna.
- Tak? - popatrzyłam na niego.
- Oczywiście jeśli chcecie.- zrobił chwilę przerwy. - Znam płeć dziecka, jeśli macie taką chęć mogę wam
zaraz powiedzieć chyba, że nie chcecie wiedzieć.
Spojrzałam na Harrego. Miał usta ułożone w lekki uśmiech. Chce? Na pewno. A ja? No pewnie, że chce. Jeśli byśmy się dowiedzieli jakiej płci jest fasolka to byśmy ją nazwali.
- Chcemy. - rzuciłam.
- To wspaniale, będą mieli państwo córeczkę! - powiedział uradowany.
Zaśmiałam się i nie mogłam uwierzyć. Będziemy mieli piękną, małą dziewczynkę. Och! Dzięki Ci Boże!
- Myśleli już może państwo nad imieniem dla dziecka? - patrzył raz na mnie, a raz na Harrego.
- Nie..My przez ten czas nie byliśmy razem i sam doktor rozumie. - odparłam.
- Och, przepraszam najmocniej. Dobrze to tyle chciałem przekazać. Panno Clarke oczywiście ma się pani oszczędzać, bo jak się dowiem. - pogroził mi palcem a ja się zaśmiałam.
- Rozumiem. Do widzenia.

* GODZINĘ PÓŹNIEJ *
Siedzieliśmy w samochodzie pod moim domem i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Przez te 2 dni nic się nie zmieniło. Nie wiem dlaczego. W parku rozrywki powiedzieliśmy sobie wszystko. Tęskniliśmy za sobą, a teraz zachowujemy się jakby nic się nie stało. Nie mam pojęcia co mam zrobić. Zacząć o tym gadać? Zapytać dlaczego zachowujemy się wciąż tak samo? Wstydzimy się siebie?
- Nie wiem.. - pokręcił głową i spojrzał w bok.
- Czego?
- Co jest między nami.
Ach, Harry... Z ust mi to wyciągnąłeś. Nie wiem dlaczego to jest tak skomplikowane.
- Chciałam o to samo zapytać..
- Dwa dni temu powiedzieliśmy sobie wszystko.Ja..myślałem, że będzie jak kiedyś, że się pogodzimy i będzie dobrze, ale jakoś nie mogę. - wciągnął powietrze. - Tęskniłem za tobą.. i to bardzo. A teraz jak już mam  cie na wyciągnięcie ręki, boję się..
- Czego się boisz? - spojrzałam na niego zdziwiona, a on na mnie.
- Tego, że znowu cie skrzywdzę i wszystko rozwalę.
Westchnęłam i nie wiedziałam co mam powiedzieć. No bo co? Ja też się tego boję, nie chce cierpieć tak jak poprzednio. Ale chce też mieć go przy sobie. Chłopaka którego kocham i dałabym mu wszystko co mam.
- To jest popieprzone. - odezwałam się. - W parku było dobrze i ja też już myślałam, że będzie jak dawniej, ale przez te dwa dni nic się nie zmieniło.. - oparłam się o siedzenie. - Ufam Ci wiesz?  Na prawdę, ufam i kocham..
- Wiem, że odjebałem i cieszę się, że tak mówisz skarbie. Chciałbym żeby było jak wcześniej, bez żadnych cholernych zmartwień..
Oj kochanie..gdybyś wiedział jak ja bym tego chciała. Świata poza tobą nie widzę idioto, więc skończ pieprzyć i mnie pocałuj!
- Chce móc się wami opiekować, teraz tobą a później jeszcze fasolką. - uśmiechnął się lekko. - Kocham cie wiesz? - spojrzał na mnie.
- Wiem, ja ciebie też wiesz? - uśmiechnęłam się i przysunęłam trochę do niego.
- Nie byłem pewien. - potarł mój policzek kciukiem i w końcu mnie pocałował.
Złączył niepewnie nasze usta w namiętnym pocałunku. Jeju, jak ja za tym tęskniłam. Nigdy więcej nas nie zostawiaj, nigdy, nigdy, nigdy, przenigdy. - mówił głos w mojej głowie. I wiecie co? Miał stu procentową rację.
Odsunęliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Mogłabym go wycałować całego, zamknąć w domu i mieć tylko dla siebie. Kurwa, ale ja za nim tęskniłam.
- I jeszcze jedno. - rzucił.
- Mam się bać? - zapytałam żartobliwie.
- Nie. - zaśmiał się.
- No to mów.
- Wrócisz do domu? - spytał niepewnie.
Nie odezwałam się tylko uśmiechnęłam i pokiwałam głową na znak, że "tak". Chłopak szeroko się uśmiechnął i pocałował w czoło. Przestań być taki idealny! - mówiłam w myślach.
- Chodź wejdziemy i.. - zacięłam się, zerkając na jego reakcję.
- I?
- I może się spakuję. - drażniłam się z nim.
- Ja Ci dam "może" pani Styles. - powiedział wychodząc z auta i ja zrobiłam to samo.
- Pani Styles? Serio Harry? - zaczęłam się śmiać zdziwiona z jego słów.
- No serio, mamy przed sobą długie, szczęśliwe i na pewno pełne wrażeń życie skarbie.
- Dobrze, więc zbieraj tyłek Panie Styles i do domu, bo fasolka jest głodna. - powiedziałam i klepnęłam go w tyłek.
- Gdybyśmy nie byli na ulicy to wiesz co bym teraz zrobił? - spojrzał na mnie.
- Liczyłam na to, że rzucisz mnie na maskę i zerżniesz. - podniosłam brew.
- Doskonała odpowiedz Pani Styles, ale tym zajmiemy się w naszym domu. - objął mnie ramieniem.
Wtuliłam się w niego i skierowaliśmy się w stronę domu rodziców. Harry otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Od razu dostrzegłam rodziców siedzących w jadalni którzy jedli obiad.
- Cześć córecz...- tata się zaciął, gdy dostrzegł brunet. - Harry! - rzucił i wstał momentalnie podchodząc w naszą stronę.
Chłopak stał zdziwiony nie wiedząc co mój ojciec zamierza zrobić. Za to mój tata podszedł i mocno go uściskał. Szczęka mi opadła. Czy to dzieje się na prawdę? Spojrzałam na mamę, a ona tylko wzruszyła ramionami. 
- Cieszę się, że wróciłeś chłopie. - powiedział ojciec i poklepał go po plecach.
- Ja też się cieszę panie Clarke. - odpowiedział zszokowany Styles.
- Mów mi Steven. - podał mu rękę.
- Jasne..- zawahał się Harry. - Steven.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Kto jak kto, ale mój ojciec? Boże coś ty z nim zrobił? Po wszystkich bym się spodziewała takiego przyjęcia Harrego, ale nie taty. On nienawidził wszystkich w około, a tym bardziej moim chłopaków. Chyba jednak ten chłopak ma coś w sobie.
- Chodźcie, jedzenie jest, pewnie głodni jesteście. - powiedziała mama, wstając już z miejsca po dwa dodatkowe talerze.
- Ja bardzo. - dodałam.
- Ja też. - rzucił zaraz za mną brunet.
- No własnie widziałam, zmizerniałeś Harry. - mówiła kobieta stawiając talerze na stole.
- Życie singla mi nie służyło. - zaśmiał się.
- To dobry znak. Ufam Ci Harry i wierze, że nie skrzywdzisz mojej córki jeszcze raz. Polubiłem cię..- nie skończył tata bo chwilowo mu przerwałam.
- Nagraj to sobie, bo nigdy więcej możesz tego nie usłyszeć. - zaczęłam się śmiać razem z mamą.
- No więc polubiłem cię i wierze, że dasz jej...- przerwał. - Im. - poprawił się. - dobre życie.  Aaa... jeśli nie to wiedz, że cię dorwę. - puścił oczko ojciec.
- Nie słuchaj go. - rzuciłam i machnęłam ręką.
- Zrozumiesz to jak sam będziesz miał córkę. - dodał Steven w stronę Harrego.
- Jesteśmy na dobrej drodze. - odpowiedział.
- Jak to? Będzie dziewczynka? - odezwała się w końcu mama.
- Podobno tak. - spojrzałam na nią.
- Ale się cieszę! - uśmiechnęła się szeroko.

*JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ, TEGO SAMEGO DNIA*
Harry włożył klucze w zamek od drzwi wejściowych do naszego mieszkania i przekręcił dwa razy. Nim się obejrzałam mogłam już wejść. Moim oczom ukazał się jeden wielki chlew.
- Kiedy ty tu ostatni raz sprzątałeś? - spytałam.
- Parę dni temu Lizzy była i sprzątnęła, ale cienko mi idzie utrzymanie porządku.
- Masz trzy sekundy na pozbieranie tych ciuchów. - pokazałam palcem.
- Popatrz, "pozbieranie", a gdyby tak usunąć "p" a wstawić "r" wyszłoby "rozbieranie", więc ile czasu mam na rozbieranie ciebie? - podszedł do mnie i złapał za podbródek.
- Też trzy sekundy. - zaśmiałam się.

- Lubię wyzwania.- uśmiechnął się
- A ja wciąż ubrana panie Styles.
- Wybacz, niech liczy pani do trzej pani Styles. - powiedział. - Ej ale tak serio to nie wiem czy to dobry pomysł. - dodał.
- Co znowu? - przewróciłam oczami.
Czy on może wreszcie zabrać się do pracy? Stoję przed nim rozpalona i napalona, a ten teraz wykład będzie wygłaszał. Ludzie! Weź się w garść Styles i bierz mnie!
- No bo dziecko..
Parsknęłam śmiechem patrząc się na niego. Serio Harry? Od kiedy ty taki delikatny jesteś chłopie..
- Harry.- położyłam mu rękę na brzuchu i przysunęłam się jeszcze bardziej. Stałam na przeciwko niego i patrzyłam w oczy, mimo tego, że jest ode mnie o głowę wyższy. - Nawet w ósmym miesiącu ciąży można współżyć skarbie.
- Współżyć? - zaśmiał się. - Od kiedy ty tak to nazywasz?
- Dobrze, więc można się ruchać, rżnąć, uprawiać sex, kochać się i..no.
- Ale na pewno mu..ee, jej nic nie będzie?
- Na pewno, chuj nie sraj Harry tylko weź się do roboty, bo zaraz sama się sobą zajmę.
- Chciałbym to zobaczyć. - uśmiechnął się zadziornie.
- Ale nie zobaczysz. - pocałowałam go.
Już mięliśmy się brać "za robotę", ale niestety przerwał nam mój dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam. Dzwoniła mama Holly. Co ona chce? O Boże..
- Słucham?- odezwałam się lekko przerażona. Po co ona dzwoni?
- Och..Cześć Lexi.
- Dzień dobry.
- Ja...- zawahała się. - Sama nie wiem po co dzwonię, po prostu jakoś się stęskniłam za twoimi wizytami u nas i..- odetchnęła. - Sama rozumiesz.
- T-tak, rozumiem. Jeśli ma pani ochotę możemy się spotkać na spokojnie i porozmawiać jak k-kiedyś..- powiedziałam ledwo powstrzymując łzy. Kurwa Lexi nie płacz! Sama się zapierdole wtedy.
- Jeśli masz czas to bardzo chętnie kochanie. - odezwała się już lżej. Usłyszałam w jej głosie tą miłość którą zawsze się do mnie zwracała. Mi tez jej brakowało, była mi bliską osobą, bo z Holly znałam się od zawsze, była jak moja ciocia. Kochana, miła ciocia.
- Dobrze, to w takim razie jutro o..- pomyślałam. - O 14 pani pasuje w naszym parku?
- Jasne skarbie, to widzimy się o 14. Trzymaj...A! Lexi! - chciała już skończyć rozmowę, ale coś jej się przypomniało.
- Tak?
- Dowiedziałam się, że jesteś w ciąży, jak mogłaś się nie pochwalić? - mówiła uradowana.
- A no wie pani. Miałam sporo na głowie i tak wyszło.
- Rozumiem, więc gratuluję tobie i Harremu, a wiecie już co będzie?
- Tak, ma być dziewczynka. - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka i on zrobił to samo.
- To cudownie, bardzo się cieszę, ale jeśli byś czegoś potrzebowała, to zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję bardzo.
- Dobra, to nie przeszkadzam Ci kochana. Do jutra.
- Do widzenia. - powiedziałam i rozłączyłam się.
O Jezu...To było takie..dziwne. Nie spodziewałam się, że zadzwoni. Po śmierci Holly nie miałam z nią żadnego kontaktu.
- Kto to był? - spytał Styles.
- Mama Lexi. - spojrzałam na niego.
- Oo..
- Życzyła nam szczęścia i pogratulowała fasolki.
- I spotykasz się z nią jutro?
- Tak, chciała pogadać.
- Albo cie dorwie gdzieś w krzakach i zgwałci. - zaśmiał się.
- Morda Harry. - poszłam w jego ślady.
- To chamstwo nigdy od ciebie  nie odejdzie co?
- Nigdy w życiu, taka już moja natura. - uśmiechnęłam się.
- Lubię ją, te twoje teksty które zgaszą każdego.
- O proszę, czyli na początku naszej znajomości, gasiłam cie za każdym razem kiedy coś do mnie powiedziałeś? - usiadłam na kanapie, a on za mną.
- Zazwyczaj tak, ale...
- Ale? -zerknęłam na niego z lekkim niepokojem i rozbawieniem. Boże jak jak kocham tego chłopaka.
- Ale jednej sytuacji nie zapomnę nigdy.
- Jakiej sytuacji? Jeju Harry mów do rzeczy, bo nie wiem czy mam już reagować na twoje docinki.
- Jak siedzieliśmy w ławce i powiedziałaś, że mam ładną buźkę.
- To wcale nie było tak! - zaśmiałam się. - Kłamiesz.
- Nie kłamię, powiedziałaś, że obijesz mi "tą ładną buźkę" - zacytował. - I jak o to zapytałem to niestety skarbie...
- Frajer. - rzuciłam.
- Idiotka.
- Pizda.- powiedziałam a on wybuchł śmiechem.
- Chuj. - odgryzł się.
- Pedał. - dodałam i dopiero do mnie doszło co powiedziałam. Harry znowu zaczął się śmiać.
- Serio Lexi? Nie wierze, że to powiedziałaś. - mówił przez śmiech. - Czyli ty też jesteś facetem? W takim razie szacun.
- Zaraz dostaniesz kopa. - śmiałam się.
- Ja mam dostać za to, że to ty nazwałaś mnie pedałem? Oj Lexi Lexi..Fasolka będzie miała wesoło w domu.- powiedział, a ja na niego spojrzałam już łagodniej i poważniej.
- I będzie miała fajnych rodziców. - dodałam i przytuliłam się do niego, kładąc mu głowę na klatce piersiowej.
- A miałaś do tego jakieś wątpliwości? Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie skarbie.
- Trochę miałam, ale teraz już wiem, że wszystko jest dobrze i na swoim miejscu. - odpowiedziałam splatając nasze palce. - Harry?
- No?
- Zawieziesz mnie na cmentarz co Holly? - spytałam.
- Chcesz iść sama?
- Tak. - odparłam.
- Dobrze skarbie, to jedzmy. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Nie minęło nawet pół godziny, a staliśmy już pod cmentarzem. Poczułam niepokój i wykręcało mi się w żołądku. O matko.. Odetchnęłam i złapałam za klamkę.
- Sama? - spytał Harry.
- Sama. - powiedziałam i wyszłam z auta.
Ruszyłam z wahaniem w głąb cmentarza. Nie..nienawidzę tego uczucia. Proszę Lexi nie płacz, nie bądź mięczakiem, bądź twarda, taka jak zawsze. Ugh...nie mogę. Doszłam gdzie chciałam. Grób Holly..Nie było mnie tu tydzień, lekkie zamieszanie i inne głupoty. Usiadłam na ławeczce na przeciwko grobu, powstrzymując łzy. Nie płacz Lex!
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było..- zaczęłam mówić cicho. - Trochę się wydarzyło, znowu jestem z Harrym wiesz? - wciąż mówiłam, mówiłam do niej. Wiem, że mnie słucha, wierze w to.. I teraz już nie powstrzymałam łez..Jedna po drugiej spłynęły po policzkach. Och, tylko nie to..- Bardzo go kocham, a on kocha mnie i fasolkę, a właśnie, nie wiemy jak ją nazwać. Wiem, że zawsze podobało Ci się imię Carolina i dlatego nad tym myślałam. Harremu też się bardzo podoba. - uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, wycierając łzy. - Liam..on jest z Lizzy.. Na prawdę ją kocha, a ona jego. Wiem, że gdybyś tu była to on byłby twój, ale ty jesteś tam..- szlochałam. - Bardzo mi ciebie brakuje.. Tak bardzo chciałabym żebyś tu była. Wiem, że jeśli byś żyła pokochałabyś fasolkę, chociaż już wierzę, że kochasz tak samo jak ja. Było na początku ciężko, ale dałam radę. Robiłam to też dla ciebie, nie chciałam się poddać dla nas. Ty..ty nie żyjesz ciałem, ale duszom jesteś ze mną, czuje to.. Kocham cie.
Siedziałam wpatrzona w jej zdjęcie, gdy usłyszałam jakieś kroki. Spojrzałam i zobaczyłam Harrego idącego w moją stronę. Nie odezwał się słowem tylko usiadł i mnie przytulił.
- Co tu robisz? - spytałam cicho.
- Długo nie wracałaś i zacząłem się martwić. - odparł i pogłaskał mnie po plecach. - Nie płacz kochanie. - ucałował mnie w czoło.
Nic nie odpowiedziałam tylko siedzieliśmy w ciszy. Położyłam dłoń na brzuchu i spojrzałam po raz kolejny na zdjęcie Holly, w tym momencie zawiał mocniejszy wiatr i przeszedł mnie dreszcz.
- Ona na nas patrzy. - rzuciłam.
- Wiem skarbie, wiem..

*SIEDEM MIESIĘCY PÓŹNIEJ*
Oczami Harrego

Siedziałem przy łóżku Lexi która była tak zestresowana i obolała po skurczach, że nawet się nie odzywała. Trzymała mnie mocno za rękę, a ja jej nie puszczałem. Boję się o nią i fasolkę. Oby nic im nie było.
- Lexi możemy już zaczynać? - zapytała położna wchodząca do sali.
- T-tak..nie, Boże nie wiem. - złapała się za brzuch moja narzeczona. Tak przed te parę miesięcy oświadczyłem się jej. Było tak jak sobie wymarzyła, na spontanie. Siedzieliśmy z całą bandą u nas i wtedy wkroczyłem. Na te wspomnienie od razu chce mi się uśmiechać.
- Boje się Harry.. - powiedziała i mocniej ścisnęła moją dużą dłoń.
- Ja też słońce, ale będzie dobrze. - ucałowałem jej kostki.
- Dobrze Lexi, nogi do góry i na moje słowa zaczniesz przeć okej? - ponownie odezwała się położna w różowym stroju.
- Okej. - odparła Lex.
- Wdech......i przemy. - rzuciła, a ja zacząłem robić to samo. O Boże. Rodzi mi się dziecko! Moja mała kruszynka, nie wierze. Harry kurwa nie mdlej.. O ja pierdole, o kurwa, chuj zaraz zejdę, a jebać, o kurwa...
- Dobrze jeszcze raz, wdech i przemy.. Raz, dwa i trzy. - głos położnej rozbrzmiał w mojej głowie. - Jeszcze trochę. I Jest! - krzyknęła niespodziewanie.
Wszystko zaczęło dziać się tak szybko, ludzie zaczęli szaleć, a Lexi się rozpłakała patrząc sobie w krok. Spojrzałem tam a lekarka trzymała na rękach pięknego bobaska. O ja pierdole jebana mać..
- Chce pan odciąć pępowinę? - spytała mnie.
- O kurwa.. tak. - złapałem się za głowę i podszedłem do niej.
Podała mi do rąk nożyczki i pokazała miejsce gdzie mam uciąć i tak zrobiłem. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Tak ja Harry Styles własnie się rozpłakałem. Nie mogę w to uwierzyć. Kobieta zabrała małą i ją umyła po czym zawinęła w rożek i podała mi ją. Trzymałem w rękach mój cały świat. Łzy nie przestawały lecieć, a ja wpatrywałem się w moją małą królewnę. Jak to możliwe, że w jednej chwili cały świat zmienia się o 180 stopni?
- Jak będzie miała na imię? - spytała pielęgniarka.
- Carolina. - odpowiedziałem jednocześnie z Lexi. Spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem mimo, że oboje płakaliśmy.
To najszczęśliwszy dzień mojego życia.
- Witaj moja mała księżniczko. - ucałowałem ją w nosek.



Oczami Lizzy

 Wstałam rano z okropnymi mdłościami. Rzygałam jak kot. Liam zaniepokojony dobijał się do drzwi.
-Liz, wszystko OK?
-Nie Li, chyba muszę pójść do lekarza, strasznie mi jest...
-Umówię Cię z doktor Schbelberg.
Nie przepadałam za nią. Zimna suka, która zna się najlepiej na tym co Ci dolega. Ale dosyć skutecznie leczy. Boże, ale się beznadziejnie czuję. Zjadłabym poza tym schabowego jak robiła moja mama...i frytki....i czekoladę... O kurde, nie dźwignęłabym się po tym... Zjadłam po prostu lasagne. Mało śniadaniowo, ale mam wilczy apetyt. Hmmm wizytę mam na 11, a już jestem prawie gotowa, zadzwonię do mamy i spytam się jak tam.
-Halo?
-Mamo, to ja Liz..
-Wiem Kochanie tylko wiesz... tak jakoś nie spojrzałam...-ktoś zamruczał obok. Mama ten teges z Ian'em? No są dorośli, mają dziecko, ale kurde są starzy. Nie no nie aż tak, ale myślałam, że w ich wieku, to już nie to samo.
-Jeśli Ci przeszkadzam mamo..
-Nie no skąd. Ale wiesz co muszę kończyć. Ian nie najlepiej się czuję...-powiedziała i rozłączyła się. Nie najlepiej się czuje? Ale słabo udaje. No cóż... Uszykowałam się. Chyba utyłam, ten brzuch jest jakby zaokrąglony...
Liam zawiózł mnie. Nie lubię lekarzy, ale grunt to zdrowie.
-Witam panno Kolbricht - powiedziała z kamienną twarzą i swoim niemieckim akcentem lekarka wchodząc do gabinetu - Jakie mamy objawy?
-Dzień dobry...no generalnie, apetyt mam straszny, bóle kręgosłupa i w ogóle, ciała. No i te parszywe mdłości. Czasem pobolewa mnie brzuch.
-Słysząc pani objawy i czytając kartę choroby.. to twierdzę, że mylą się pani objawy. Zapraszam do ginekologa, a nie do mnie.Żegnam.
Poszłam za jej radą do ginekologa. Miły pan Baker. Pulchny, nie za wysoki.Miły i czarujący, lubiący to co powinni lubić "prawdziwi" faceci. Gej. Mimo że jest nie za ładny, kobietom się podoba. Oczarowuje je. Byłam na jego ślubie. Jego mąż Juan, Hiszpan (tam się z resztą pobrali) jest bardzo macho. Lubi żartować i gotować, więc znaleźliśmy wspólne tematy. A jego omlet.... No ale to za duża dygresja. Weszła do gabinetu.
-O cześć Lizzy, ale przegląd masz dopiero za tydzień, coś się stało?
-Chyba coś mi dolega...
-No znając Ciebie i skłonności ze strony ojca do zmian wewnątrz macicznych zapraszam na USG .
Posłusznie się położyłam, doktor przygotował mnie i zaczął po moim brzuchu jeździć "magiczną rączką".
-No widzę już co się stało...
-I? - spytałam przejęta.
-Na chwilę obecną wydaje mi się, że bliźniaki się stały....
-O kurwa....
-No w niezłe gówno się wpakowałaś mała. Ale dzieci zdrowe.
Zmyłam z siebie ten żel i obciągnęłam bluzkę. Super matka bliźniąt, a ledwo pełnoletnia... W co ja się wpakowałam?!
-Lizzy, musisz o siebie zadbać... Wiesz odpoczywać, zdrowo jeść, witaminy i takie tam bla bla bla. Pozdrów  Liam'a. Jemu też z tym nie będzie łatwo...
Wyszłam z kliniki. Zrozpaczona sięgnęłam telefon. Nie mogąc zapłakana zadzwonić napisałam SMS do wszystkich: "Wracam od lekarza. Spotkajmy się wszyscy o 13 u nas (u mnie i Liam'a)" Wróciłam biegiem do domu. Liam stał roztrzęsiony.
-I jak Liz? Coś poważnego?
-T-t-tak...
-Kochanie nie płacz, powiedz co?
-Jestem...Jestem....
-Czym jesteś kwiatuszku?
-W ciąży... - poryczałam się potwornie.
-Ojej...
-Nie gniewaj się...
-Nie gniewam się, jak coś się stało to się nie odstanie. A jak dziecko?
-Dzieci...
-TO ile ich jest?
-Dwójka....
-Bliźnięta? - spytał raczej ucieszony.
-Tak - a ja płakałam jeszcze mocniej.
Przyszli wszyscy. Usiedliśmy do stołu i zapanowała niezręczna cisz.
-Dobra koniec jestem w ciąży.  Super wsparcie dziękuję! - wywrzeszczałam i przewróciłam krzesło. Pobiegłam do mojego dziecinnego pokoju. Płakałam. Za mną wbiegła Lex.
-Ćśśśśśś Lizzy... Wszystko będzie dobrze. .. -przytuliła mnie mocno.
-Nic nie będzie dobrze...
-Wszystko się ułoży.. tak jak między mną a Harrym...
-Dziękuję Ci...-przytuliłam się do niej. Nic nie mówiłyśmy. Panowała cisza. Cisza pełna nadziei... Cisza...


*TRZY LATA PÓŹNIEJ* (obserwator)
Chcecie wiedzieć jak jest? A ja wam powiem, że fantastycznie. Naszym rodzinkom się powodzi. Są wzloty i upadki, ale to nic poważnego. U naszej kochanej Lexi i Harrego jest świetnie, a mała Carolina kończy dziś trzy latka. Harry świata poza nią nie widzi, jest dla niego wszystkim tak samo jak Lexi. Są szczęśliwi, nawet bardzo. Kto by pomyślał, że taka dziewczyna i taki chłopak mogą być rodzicami, a tym bardziej takimi
wspaniałymi? Mała Carolina chodzi już do przedszkola,a jej dumni rodzice są tym wniebowzięci. Tylko im pozazdrościć nieprawdaż? A! Pewnie chcecie jeszcze wiedzieć jak u Lizzy i Liama oraz ich bliźniaków. A więc już wam piszę. Lizzy urodziła dziewczynkę która ma na imię April i chłopca i imieniu Cody. Mieliście pewnie co do nich wątpliwości nieprawdaż? A tu psikus! Między nimi jest wspaniale, ich miłość nie przemija, a rodzina kwitnie. Są dumnymi rodzicami dwójki wspaniałych dzieci i nic im nie staje na przeszkodzie. Jej mama również jest szczęśliwa, świetnie się dogadują i często
spotykają. A wiecie co? Liam i Lizyy wzięli ślub! Tak, to wspaniałe. Dzień w którym ich życie się zmieniło na zawsze. Oczywiście Lexi i Lizzy są najlepszymi przyjaciółkami. Kto by się spodziewał co? Cóż za ironia.. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, razem ze swoimi rodzinami. Dzieciaki bawią się razem i nikomu niczego nie brakuje. Chociaż..Lexi brakuję tylko jednego..raczej jednej osoby.Holly..Wie, że nigdy nie wróci, ale wciąż żyje w nadziei i marzeniach..

14 komentarzy:

  1. awwwwwwwwww <3 taki mega słodki rozdział. szkoda, że już kończysz. miło się go czytało.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo Wspaniały rozdział *o* Szkoda że już skończyłaś pisać opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. KurwA zajebisty rozdzial... Tylko się poplakałam bo wiem że już nie będzie kolejnego! Czemu ? :'( szkoda........

    OdpowiedzUsuń
  4. ale cudny rozdział ;)) cudownie czytało się całe opowiadanie :)) x następne opowiadanie pewnie też będę czytać <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudoo! Tylko szkoda, że skończyłaś...ale obiecuję, że będę czytać nowego bliga :))

    OdpowiedzUsuń
  6. cudo, cudo szkoda ze to już koniec :(

    OdpowiedzUsuń
  7. AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Cudowny, idealny, fenomenalny, po prostu cudo ;) Ech, szkoda, że już koniec, bo strasznie się związałam z tym blogiem i z bohaterami... :D Macie cudowne talenty! Na 100% będę czytała następny blog :D + Bardzo bym chciała, żeby teraz Holly z Lizzy napisały coś razem. :) ( Nie namawiam, to tylko mój pomysł) :D
    Pozdrawiam,
    Harroholiczka (@KarolaStyles on twitter)

    OdpowiedzUsuń
  8. awww <3 szkoda, że już koniec ;c zżyłam się z dziewczynami i w ogóle..

    OdpowiedzUsuń
  9. Awww... Juz koniec?! To był jedyny blog na którego tak czekałam... <3 i CODY <3 OMG ZESZLAM <3 Świetne opowiadanie <3
    Lexi
    @Ola143Cody

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejuuuu wspaniały aż sie popłakałam <3 bd mi brakowć tego bloga :((

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejuuuu jakie to piękne <33

    OdpowiedzUsuń
  12. Super
    kiedy następny rozdział
    ?
    zapraszam do mnie także pisze
    dopiero zaczynam

    OdpowiedzUsuń
  13. 0 klasy reklamować się pod zakończeniem idealnego bloga

    OdpowiedzUsuń