niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 34

WAŻNE! 
  1. Kontakt z nami jest na górze w pasku, więc już nie będziemy przy każdym rozdziale tego pisały, ale jeśli macie jakieś pytania do bohaterów to piszcie do nas!
  2. Komentujcie oczywiście jeśli wam się podoba. Serio, wystarczy, że napiszecie w komentarzu "x" a nam to starczy. Chcemy po prostu widzieć ile was jest i ile osób czyta.
=Oczami Lizzy=
Po wyjściu Harrego, wróciłam do Lexi, chwilkę posiedziałyśmy i dostałam telefon. Telefon na który czekałam całe lata...
-Halo?
-Czy rozmawiamy z panna Elizabeth Kolbricht?
-Tak, w czym mogę pomóc? -spytałam niepewnie.
-Niedawno grupa antyterrorystów rozbiła jedna z największych i najniebezpieczniejszych grup partyzanckich w Afryce. W ich bazie trzymanych było 231 niewolnic, a przy płukaniu diamentów z rzeki pracowało 500
mężczyzn. Wśród kobiet była pani matka. Gdy ją znaleźliśmy była w ciężkim stanie. Szkorbut, wyniszczająca praca, ślady po torturach, wielokrotnie zgwałcona. Pani matka jest w ciąży i to zaawansowanej. chwilowo została przewieziona do szpitala specjalistycznego na Florydzie w USA. 
-D-d-dobrze-wyjąkałam. Mama... Ona żyje... - a czy mogę do niej przylecieć?
-Oczywiście, jednak na własny koszt - powiedziała telefonistka z organizacji szukającej ludzi zaginionych w Afryce.
-W takim razie dziękuję. Do widzenia - powiedziałam. Nie mogłam uwierzyć w to...
-Do widzenia - odparła ciepło telefonistka.
Odłożyłam słuchawkę. Lex patrzyła na mnie nie wiedząc co jest.
-Oni... znaleźli moją...mamę - łzy spłynęły mi po policzkach. Lex przytuliła mnie.
-Liz, nie martw się wszystko będzie dobrze.
-Mogę do niej lecieć. Przepraszam cię Lexi, muszę lecieć do Liam'a. Nie chcę sama tam lecieć...
-Oczywiście - odparła Lexi, patrząc na mnie ze wzruszeniem. chyba poruszyła i ją ta wiadomość.
Szybko zebrałam się i pojechałam do byłego apartamentowca młodych "państwa Styles". Drzwi otworzył mi podłamany Harry. Wpadłam do środka i pociągnęłam Liam'a za ramię do wyjścia.
-Szybko chodź. musimy się spakować lecimy...
-Lizzy uspokój się co się dzieje? - spytał zdziwiony.
-Mama...ona... żyje... leży w USA w szpitalu.
-O boże... - powiedział i mnie przytulił.
-Chce tam lecieć... z Tobą...-wyszlochałam
-Oczywiście...
Wybiegliśmy. Najpierw pojechaliśmy do mnie. Spakowałam się błyskawicznie, w tym czasie Li book'ował nam bilety na lot na Florydę. Potem byliśmy u niego. Też pakował się szaleńczo szybko. Nawet się nie
obejrzałam, gdy już lecieliśmy. podróż mimo, że trudna, była dla mnie bardzo ciężka do zniesienia. jak mama... Gdy dolecieliśmy była 18 czasu lokalnego. Liam namawiał mnie na hotel, jednak nie chciałam o tym na razie myśleć. Byle do szpitala... Bez trudu znalazłam budynek, po czym oddział mamy. Tyle lat czekania... Szłam coraz mniej pewnie. szpilki na których stałam załamywały się pod moimi nogami, które teraz były jak betonowe filary... tak ciężko na duszy... Czy ona mnie kocha? czy będzie z nią kontakt? Weszłam na salę. Była mała, jasnozielona a w niej dwa łóżka. Jedno było puste, a na drugim leżała Ona... To nie była ta sama kobieta. kiedyś miała piękne złote włosy... Już białe. śniada cera, była ziemista, a ruchy powolne. Jest w sile wieku, a już jak staruszka. Tyle przeszła. Jednak moja uwagę przykuł mężczyzna siedzący obok. Na oko koło 45 lat. Przystojny, z inteligentnym wyrazem twarzy, uśmiechnięty opowiadał coś kobiecie. nagle podniósł wzrok na mnie.
-Kim pani jest?
-J-j-ja... jestem..chyba córką...- popłynęły mi łzy.
-Elżunia? -Kobieta podniosła złote oczy na mnie. matczyny wzrok przeszywa dusze na wylot. Robi to jednak z miłością i troską. Gdy powiedziałam moje imię zdrobniale, po polsku...
-Tak, mawo - powiedziałam koślawą polszczyzną. Zresztą chyba słowo mama mówi się "mamo", a nie "mawo"... kretynka ze mnie... tyle lat nie mówiłam po polsku...
-Dziecko, kocham Cię - powiedziała, wyskoczywszy z łóżka-Tak Mi Cię brakowało. kocham Cię i już nigdy nie opuszczę...-przytulała mnie i całowała w policzki.
-Mamo...-szlochałam. Nic nie opisze tej chwili. Nawet najpiękniejsze słowa. Dotknąć kogoś z kogo jesteś po wielu latach rozłąki. Obie przepełnione miłością do siebie i żalem do losu, za tak straszliwą karę.
-Mamo, a kim jest twój znajomy - spojrzałam niepewnie na mężczyznę, który teraz patrzył się na nas zatroskany.
-Ahh tak córciu poznaj - Ian McCarneer - szkocki biolog. Mój  mąż. To z nim mam dziecko. Również został porwany. Postrzelili go. Opiekowałam się nim, gdy inni, chcieli go zostawić w dżungli, bo nie miał szans... To dziecko - spojrzała  na brzuch pełna obaw - jest jego, nie tych bandytów. Gwałcili mnie wiele razy, ale była ze mną pielęgniarka, i po każdym gwałcie wypłukiwała drogi rodne... z ich nasienia...-powiedziała zawstydzona.
Dużo nerwów... Tak dużo. Wpadałam do mamy codziennie przez najbliższe 4 dni. Na całe dnie. mama poznała Liam'a, a ja Ian'a. Dogadaliśmy, się, że gdy mama wyzdrowieje, zostanie przewieziona do londyńskiej kliniki położniczej. Jednej z najlepszych w Europie. Mamy problem tylko z mieszkaniem. za duże na 4 osoby i niemowlę... Ostatniego dnia mojego i Liam'a pobytu gadaliśmy o tym
-Nie, Liza, nie ma sensu byś się stamtąd wyprowadzała! - zarzekał się Ian. Nazywał mnie Liza, zamiast Lizzy, gdyż przypominałam mu jego młodsza siostrę Lizę.
-No własnie dzieci... młodzi jesteście, zaraz dzieciaki sobie machniecie, ślub, nie! Weźcie apartament w kamienicy - powtarzała moja mama.
-Mamo! Do ślubu daleko! Do dzieci tym bardziej! - powtarzałam jak maszyna - wy je weźcie. Dzidzia będzie miała gdzie się bawić.
-Ja mam propozycję... - powiedział cicho Liam - moi rodzice znają kilku profesorów z London Universyty i maja państwo propozycję wykładów i zostać tam na stałe wykładowcami. Kupili już dla państwa tez mieszkanie, tuz przy budynku uczelni, z pięknym laboratorium na górze i szklarnią.... Niedaleko jest szkoła.... a ja z Lizzy weźmiemy sobie mieszkanko w kamienicy - uśmiechał się.
-To genialne... - westchnęliśmy wszyscy. Liam, może i jest cichy, ale jak coś powie to robi piorunujące wrażenie.
Niestety nasz wyjazd nie mógł trwać wiecznie. Po powrocie do Londynu, od razu poszłam do Lexi. Posiedziałyśmy chwilę, pogadałyśmy, a ja pogłaskałam fasolkę - na razie jeszcze przez brzuszek. Te wszystkie nerwy kosztowały mnie tyle, że kupiłam sobie elektryka. Nie elektryka - znaczy majstra, a elektronicznego papierosa. Jednak to rozmowa z Harrym, jak i kilka rozmów z Lexi uświadomiły mi ich ciężkie położenie. Najpierw spotkałam się z Lexi, a z jej perspektywy, to wszystko było już przeszłością, z marna szansą na odbudowanie. Gdy za pierwszym razem do niej weszłam, wyglądała kropnie. Potargana, blondynka, siedząca w piżamie w otoczeniu bałaganu.
-Lexi, przyda Ci się porządek.....
-Wiem Liz, dzięki za radę - uśmiechnęła się blado - ale na razie nie mam siły na to. Chce być dobrą mama
dla fasolki, a przede wszystkim autorytetem, więc zmieniam swoje życie.
-Daj pomogę Ci z tą graciarnią.
-Nie trzeba...- odparła i już wstawała do pracy.
-Siedź głupia! zmęczona jesteś, ja sprzątnę, ty opowiadaj co tutaj, i jak z Harrym.
-Koniecznie...?
-Na 100%...
-Wiesz Liz. Pogodziłam się z Zayn'em. Strasznie o mnie dba teraz. Jak nie on....Jednak, myśli, że jeśli straciłam Harrego to on wróci do łask... Nie, to się nigdy nie stanie... -szeptała, gdy ja układałam szkice na jej biurku, z masa gazet i różnych książek.
-A co z Niall'em? - spytałam wynosząc miski.
-Dobrze, to w końcu mój przyjaciel! - uśmiechnęła się - Dobrze, że był przy mnie... a jak z mamą?
-Dobrze... Nawet lepiej niż dobrze.... Mimo że przeżyła piekło, jest teraz... szczęśliwa....
-Bardzo się cieszę... - powiedziała Lexi i przytuliła mnie. Boże! Potrząśnijcie mną! Lexi Clarke, sama z nieprzymuszonej woli, mnie przytuliła i pociesza! Teraz wiem już na pewno, że ta dziewczyna będzie świetną matka, dla swojej fasoleczki...
-A Lexi, jak przeczuwasz... to chłopiec czy dziewczynka? - spytałam, kończąc sprzątać.
-Chyba chłopiec... wdał się w Harrego... będzie miał jego dołeczki...
-Urocze, te chce takie słodkie!- zaśmiałam się.
-Paskuda z Ciebie! -pokazała mi język, kiedy się śmiała - Jak będzie Cię mdliło w trakcie jak mnie, to ci się odechce!
Po rozmowie z Lex, zostawiłam ja i pojechałam do Harrego. Tu również królował bałagan, lecz w środku zastałam nowego-Harrego, a nie starego-Harrego. Nowy-Harry myślał tylko o Lexi, dziecku i by udało im się być rodziną. Nie interesował go już świat muzyki, dziewczyny i inne pierdoły zajmujące na chwilę. myślał, jak dorosły facet, wliczając w to, to, że nie myślał o sprzątaniu...
-Harry Brudzie Styles, na razie zamiast myśleć, o powrocie do lex pomógłbyś mi ze sprzątaniem tego chlewu! - krzyknęłam na niego.
-Oj wiesz Lizzy, że mi on nie przeszkadza, ale moje życie bez Lex... To jak seks bez orgazmu, jak świeca bez ognia, jak studnia bez wody. Zbędna rzecz....
-Mędrukjesz, a chwyciłbyś za szmatę i wytarł ta zaschnięta Colę tam - pokazałam zmiotką kierunek, wielkiej plamy.
-Tak jest Mamusiu! -uśmiechnął się - Liam jest tatuśkiem, ale ty go ustawisz do pionu jak trzeba, Mamuśka!
-Liam'a nie trzeba ustawiać do pionu z całej waszej piątki!
-Oj, nie znasz go widać dobrze ... - uśmiechnął się nieco infernalnie- Cicha woda brzegi rwie... - powiedział to tak jakby zła wróżbę. Na szczęście głupim gadaniem pana Harrego Styles'a nie muszę się przejmować. Gada tak, bo nie układa mu się związek.
A z Li... hmmmm.... moje życie było raczej jak seks z pięciokrotnym półtoragodzinnym orgazmem na jeden stosunek, jak płonąca w wulkanie świeca i jak studnia w rowie Mariańskim
akurat po tych wizytach wróciłam do naszego mieszkania, w którym mieszkamy już razem tuż po powrocie z Florydy. Wchodząc odebrałam pocztę. wśród listów walało się serduszko. Ahh ten mój słodziak... Po co mi je wkładał do listów. Od progu w mieszkaniu roznosił się cudowny zapach słodkich placuszków. ale mnie rozpieszcza... Byleby nie przesadził, bo się będę toczyła i tylko dźwigiem mnie przenieść, będzie można...
-Kochanie, nie musiałeś gotować, ja miałam gotować. Rozpieszczasz mnie....
-Oj takie śliczne łapki nie mogą gotować. Idź je umyć i wracaj do kuchni jeść.
Li nie umiał dużo gotować. Prawie nic. Więc jedliśmy na kolację spaghetti. Uroczo i smacznie.
-jak minął dzień kochanie.
-Uff ciężko. Wiesz i Lexi i Harry są załamani. a syf mieli taki, że....
-Sprzątnęłaś, prawda?
-No tak Li...
-Wiesz Lizzy, że nie możesz się przemęczać. Jesteś teraz bardzo wyniszczona. Tymi stresami, szybkim trybem życia. Spokojnie Kochanie - pocałował mnie w czoło.
Po kolacji razem sprzątneliśmy. Liam włączył cichą nastrojową muzykę. Zaczęliśmy razem tańczyć. Jego ręce wędrowały po moim ciele, a moje po jego Delikatnie zdjął mi bluzkę, a ja jemu rozpięłam rozporek. Teraz on męczył się z moim, a ja zdzierałam z niego podkoszulkę. Już tylko sama bielizna... Najpierw jedno ramiączko od stanika, potem drugie i jego już nie ma.... Majtki znikły szybciej niż reszta. Liam wszedł we mnie od tyłu. Zajęczałam. Zrzucił wazon ze stołu.
Położył się, a ja weszłam na niego. Robiliśmy to na jeźdźca długo i mocno. Na koniec czekał mnie nieziemski orgazm. Boże ten chłopak ma tyle pary. Nagle usłyszeliśmy huk. Nadzy, po orgaźmie pobiegliśmy zobaczy co się stało. Nie wiadomo dlaczego otworzyło się okno w sypialni. Pozbieraliśmy rozrzucone rzeczy, które stały na parapecie.
-Kochanie pójdę wziąć tabletkę...
-Dobrze, czekam w łóżeczku - posłał mi buziaczka.
Gdy przechodziłam przez przedpokój moją uwagę przykuło nasze stare rodzinne zdjęcie. rzeczywiście, mama już nie jest tą samą kobietą. Postałam tam chwile i poszłam dalej. Co ja miałam zrobić w kuchni? Nie ważne, zdjęcie mnie lekko dobiło... ale dobrze, że mama żyje. Napiję się wody i pójdę spać...
  *****Dwa dni później*****
Minęły 2 dni.. Dwa dni pełne seksu i życia z Liamem w biegu.
~Czy jest mi dobrze? - Genialnie
~Czy Kocham Liama? - Bardzo.
~Czy Kocha on Holly? - Chyba nie...
~Czy jestem blisko z Lexi? - Jak nigdy.
Codziennie przychodzę i do Lexi i do Harrego. Lexi bardzo się zmieniła. Sama bardzo martwię się mamą. Wczoraj ją przewieźli do Londynu. Gdy weszłam do niej był przy niej Ian.
-Oooo moja nowa córcia wchodź - uśmiechał się do mnie.
-Cześć nowy tato - śmiałam się. Nikt by nie powiedział, że ma przed sobą mężczyznę, który kopał złoto pod ziemią w najniebezpieczniejszej pracy, wiele razy ciężko chorował, a teraz żyje, jakby był na wczasach w Egipcie na tydzień niż 15 lat w niewoli.
-Już rzygam waszymi pieszczotkowymi gadkami - skrzywiła się i zaśmiała mama.
-Ojej mamo...
-Dobrze dziewczyny, że się przekomarzacie, ale czemu nie ma Liama?
-O kurczę chciał przyjść, a nie mógł. Okno nam w domu wypadło i naprawia dzisiaj. Złota rączka, choć gotuje trzy potrawy na krzyż.
-Hahaha to zupełnie jak Ian - mama targała swojego męża za włosy.
-A  jak dzidzia?
-Aaaa mamy dla ciebie wieści. Córeczka będzie miała na imię Caroline. a nasze nowe mieszkanko jest genialne. a laboratorium ze szklarnią na dachu jest spełnieniem naszych marzeń.
-Ciesze się..
Posiedzieliśmy jeszcze chwile i poszłam do domu. Trochę mnie mdli. chyba nie należy jeść kurczaka na ostro na śniadanie... Ale gdy weszłam do domu zastałam piękne okna.
-Kochanie miałeś wymienić jedno okno, a wymieniłeś wszystkie?
-Tak Skarbie. Dla nas - pocałował mnie - wynająłem fachowców i wstawiłem pancerne szyby. Okna wystylizowaliśmy na wiktoriańskie.
-Jest przepięknie....
-Ale tylko wtedy, gdy jesteś w domu Lizzy...
                                                              *****Miesiąc później*****
Minął miesiąc. wszystko byłoby cudownie gdyby nie te mdłości i bóle. Uff jak jakaś starucha. a te napady głodowe. jeszcze chwila i zamiast mojej normalnej wagi, to waga będzie się pode mną łamała.
~Czy serduszka wciąż przychodzą? -Wciąż.
~Czy jest mi dobrze z Liam'em? -Najlepiej.
~Czy mama i Ian są szczęśliwi? -Bardzo.
~jak Lexi i Harry? - Trudno powiedzieć. Ale moim zdaniem zbliżyli się do siebie.
Tego dnia obudziłam się rano obolała. li spał sobie słodko. klepnęłam go.
-Kochanie zrób mi masaż pleców, bo mnie napierdalają jak szalone.
-Ojej Lizzy jest 4:22, ale jak chcesz to Ci zrobię.
zrobił swój nieziemski masaż. Gdy skończył zapytał się mnie:
-Możemy już spać?
-Nie, zjadłabym coś... Najlepiej babeczki... z czekolada i malinami i ananasem, a po nich łososia, takiego z rusztu....
-Szalona jesteś, lepiej pójdź spać...-ziewnął Liam i się ułożył w pozycji embrionalnej.
-Ty śpij łajzo, a ja sobie zrobię jedzonko...
Rzeczywiście weszłam do kuchni i zaczęłam sobie robić jedzonko. gdy upiekłam babeczki zjadłam całą tacę. Okrągłe 30 babeczek... potem ugrillowałam sobie łososia...pachniał tak nieziemsko...też go zjadłam. Miałam teraz ochotę pójść spać. wzięłam sobie jeszcze kromkę chleba z nutellą do wyrka i poszłam spać. Obudziłam się o 11... Boże jak mi się rzygać chce! łakomstwo ukarane... Który dzisiaj tak w ogóle... O Kurwa dzień okresu! Czy mam podpaski i tampony. Lekarz wspominał, że przez stres i inne takie powinnam się oszczędzać, a przez najbliższy czas mogę nie mieć okresu. Jednak lepiej być przygotowaną... Wyśle Liama po zapas do sklepu. zapomniałam się pochwalić! Li zrobił nam nieduży ogródek na balkonie. Rosną tam głównie zioła i mam krzaczek z dyniami. Obłędnie tam pachnie. Po wyszykowaniu się poszłam podlać roślinki, a potem do Lex. Gdy podjeżdżałam, zobaczyłam, że Harry idzie z Lexi. Obok, ale rozmawiają... Towarzyszył im Niall. chyba był mediatorem w tym sporze. Chyba o fasolce dyskutują, sądząc po minach.... Odczekałam, aż Harry pójdzie. Nastąpiło to po około 10 minutach. wtedy wyszłam z auta i poszłam do Lex i Niall'a. dziewczyna stała na ulicy i oglądała się za Harrym dyskretnie. Ohh kocha go... Jest tak nieszczęśliwa. Ja na jej miejscu wybaczyła bym mu....
-Hej Lexi, Hej Niall, chodźmy wejdziemy na górę - objęłam ją jak matka.
-Dzięki, chodźmy - powiedziała drżącym głosem Lexi ostatni raz się oglądając...
                                                       
*****Dwa miesiące później*****
Minęły już dwa miesiące...jak szybko....
~Czy serduszka wciąż przychodzą? -wciąż. Mogłabym nimi palić w kotłowni kamienicy, a  wciąż by ich było. Mam wrażenie, że nie są dla mnie, a dla Liam'a... Ma kogoś?
~Czy bóle są? -I bóle i nudności, i napady głodu... Już tym wszystkim rzygać się chce...
~Jak Lexi i Harry? Coraz lepiej, jednak dalej oddzielnie...
~Czy jestem szczęśliwa? -Pewnie, nie oddałabym swojego życia za wszystkie skarby świata!
dziś jak co tydzień wyszliśmy całą paczką do kręgielni. Fajnie się bawimy i niezła zabawa.... Tylko te moje bóle. Mam wrażenie, że cycki mi urosły, ale to chyba od tych nudności mam omamy...
-Hej Lizzy, co taka niemrawa? - spytał Zayn z troską. W tym momencie widziałam kątem oka, że oczy Liam'a zapłonęły. Wciąż zazdrosny..
-Nic, ale Lexi pójdziesz ze mną do łazienki? -spytałam blada.
-Jasne Lizzy....
Tuż po wejściu rzuciłam jej moją torebkę i wbiegłam do kabiny. O kurwa puścić pawia w miejscu publicznym... Jaki wstyd.... wyszłam umierająca z kabiny.
-Nic Ci nie jest? - spytała się z troską Lexi.
-Nie, nic, ale możesz mi przynieść Colę i kawałek pizzy z serem?
-J-j-jasne..- odparła zdziwiona.
-Po chwili wróciła jeszcze z jakimś małym pudełeczkiem.
-Dzięki -powiedziałam jedząc - A to co? -wskazałam na pudełeczko.
-Polowy Test ciążowy. do robienia w miejscach publicznych.
-Jaja sobie robisz, prawda? - spytałam zdziwiona
-Nie, naszczaj to zobaczysz, że jesteś w ciąży. Moja mama miała identyczne objawy na początku.
-Wal się, ale dobra, bo się nie odczepisz - wzięłam test ciążowy i weszłam do kabiny.
Zrobiłam wszystko według instrukcji. Minuta... Nic.... Dwie... Nic....
-Długo jeszcze?- powiedziała Lexi wparowując do kabiny.
-Nie wiem, ty sobie patrz, a ja umyję ręce powiedziałam.
Bałam się w środku, że będą 2 kreski - wyrok ciąża. ale przecież zawsze się zabezpieczamy... Nie, pewnie to jakieś wzdęcia czy inne chujostwo.
Po chwili podeszła do mnie Lex z kamienna twarzą. Chyba będą 2...
-Gratuluję jedna... ale teraz musisz się umówić na badania, bo jak to nie jest to, to znaczy, że coś
poważniejszego...
-Dobrze mamusiu - przytuliłam ją. Mam nadzieję, że jeśli to choroba to wygram z nią, bo mam samych życzliwych ludzi w okół siebie... I muszę żyć... Dla Liama, dla mamy i dla niej...Dla małej, zagubionej Lex z fasolka w brzuszku....

15 komentarzy:

  1. Znowu jestem pierwsza! Świetne! Czy Lizzy będzie w ciąży? Bo na zatrucie pokarmowe to.mi nie wygląda... Leksi ma pisać jak najszybciej, bo jak nie to ją zgwałcę kaszanką! Kaszanka, kaszanka :D Z niecierpliwością czekam na NN :**

    OdpowiedzUsuń
  2. kdlnvkxcvxclk <3 kocham <3 next please ;)

    @luvmynika

    www.life-is-life-try-smile.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealny <33 Liam, awww :3 Ciekawe co Lexi wymyśli ; o :D http://hope-gives-all.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno Lizzy jest w ciazy :) Rozdzial cudoowny!:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny wspanialy rozdzial, dziekuje Wam za to ^^ Czyta sie tak przyjemnie, dużo wspaniałych wątków, fabuła sie rozwija, nie ma co, jeszcze troche wydacie ksiazke. Jestem szczesciarzem, bo juz dawno mam autograf :P Oby tak dalej! Nie chce nic mówić, ale zachęcam do pisania dalszego, warto czekać...
    //Your Lukee//

    OdpowiedzUsuń
  6. lol.. czy tylko mi się zdawało, że Lizz będzie w ciąży.. Te wszystkie objawy, itp :3 No, ale ok ;p Zajebisty, jak zwykle ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. a juz myślałam ze Lizz też bedzie miała małą fasolke ;d rozdział jak zawsze zabójczy ;d

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne <3 Dawaj następny :) I wpadnij na mój ;) http://howtoidentifypeople.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. awwwwwww. x uwielbiam tego bloga xd

    OdpowiedzUsuń
  11. ZAJEBISTE! :D
    olek.

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG ! Bossski rozdział ! <3 czekam na nexta ! Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

    OdpowiedzUsuń