Cześć kochani! Jeśli jeszcze o mnie pamiętasz to chciałam cie serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga o Zayn'ie. Możesz znaleźć mnie rownież na Twitterze 👉🏽 @tattoofanfic . Zapraszam do czytania i komentowania. Mam nadzieje, ze mnie nie zawiedziesz ❤️ LINK DO BLOGA -> https://www.wattpad.com/story/9001155?utm_source=ios&utm_medium=link
poniedziałek, 6 lipca 2015
wtorek, 2 lipca 2013
Rozdział 35 OSTATNI
Cześć kochani! Tu Lexi i Lizzy.
Przepraszamy, że tak długo, ale tak wyszło.
OGROMNIE DZIĘKUJEMY, ŻE Z NAMI BYLIŚCIE!
Przepraszamy, że tak długo, ale tak wyszło.
OGROMNIE DZIĘKUJEMY, ŻE Z NAMI BYLIŚCIE!
To już ostatni rozdział, jest nam przykro z tego powodu, ale kiedyś musiało to się stać. Kochamy tego bloga, a szczególnie ja (Lexi). Razem z Lizzy nie mamy w planach pisania razem już, ale wczoraj dodałam zwiastun do nowego bloga który będę pisała z moim przyjacielem Dominikiem.
Wiedzcie, że dawałyśmy z siebie wszystko przy pisaniu rozdziałów i mamy nadzieję, że podobało się.
Jeszcze raz ogromnie dziękujemy, że biliście z nami! I zapraszamy serdecznie na mojego nowego bloga. ===> http://the-choice-new-life.blogspot.com/
Kochamy was bardzo i jeszcze raz dziękujemy! <3
Oczami Lexi
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku panno Clarke. - uśmiechnął się lekarz.
- Bardzo się cieszę. - odpowiedziałam wycierając sobie brzuch.
- Przepraszam. Wiem, że nie wypada, ale mogę spytać kim Pan jest? - zerknął na chłopaka.
- Jestem ojcem dziecka. - odparł Harry.
- Och, bardzo miło pana poznać. - wyciągnął do niego rękę. - Doktor Philip Drimix.
- Harry Styles.
- Panna Clarke dużo o panu mówiła. - zerknął na mnie.
- O, to coś nowego. - uśmiechnął się brunet.
- Dobrze, więc nie zatrzymuję już państwa, ale mam jeszcze jedną nowinę. - potarł ręce mężczyzna.
- Tak? - popatrzyłam na niego.
- Oczywiście jeśli chcecie.- zrobił chwilę przerwy. - Znam płeć dziecka, jeśli macie taką chęć mogę wam
zaraz powiedzieć chyba, że nie chcecie wiedzieć.
Spojrzałam na Harrego. Miał usta ułożone w lekki uśmiech. Chce? Na pewno. A ja? No pewnie, że chce. Jeśli byśmy się dowiedzieli jakiej płci jest fasolka to byśmy ją nazwali.
- Chcemy. - rzuciłam.
- To wspaniale, będą mieli państwo córeczkę! - powiedział uradowany.
Zaśmiałam się i nie mogłam uwierzyć. Będziemy mieli piękną, małą dziewczynkę. Och! Dzięki Ci Boże!
- Myśleli już może państwo nad imieniem dla dziecka? - patrzył raz na mnie, a raz na Harrego.
- Nie..My przez ten czas nie byliśmy razem i sam doktor rozumie. - odparłam.
- Och, przepraszam najmocniej. Dobrze to tyle chciałem przekazać. Panno Clarke oczywiście ma się pani oszczędzać, bo jak się dowiem. - pogroził mi palcem a ja się zaśmiałam.
- Rozumiem. Do widzenia.
* GODZINĘ PÓŹNIEJ *
Siedzieliśmy w samochodzie pod moim domem i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Przez te 2 dni nic się nie zmieniło. Nie wiem dlaczego. W parku rozrywki powiedzieliśmy sobie wszystko. Tęskniliśmy za sobą, a teraz zachowujemy się jakby nic się nie stało. Nie mam pojęcia co mam zrobić. Zacząć o tym gadać? Zapytać dlaczego zachowujemy się wciąż tak samo? Wstydzimy się siebie?
- Nie wiem.. - pokręcił głową i spojrzał w bok.
- Co jest między nami.
Ach, Harry... Z ust mi to wyciągnąłeś. Nie wiem dlaczego to jest tak skomplikowane.
- Chciałam o to samo zapytać..
- Dwa dni temu powiedzieliśmy sobie wszystko.Ja..myślałem, że będzie jak kiedyś, że się pogodzimy i będzie dobrze, ale jakoś nie mogę. - wciągnął powietrze. - Tęskniłem za tobą.. i to bardzo. A teraz jak już mam cie na wyciągnięcie ręki, boję się..
- Czego się boisz? - spojrzałam na niego zdziwiona, a on na mnie.
- Tego, że znowu cie skrzywdzę i wszystko rozwalę.
Westchnęłam i nie wiedziałam co mam powiedzieć. No bo co? Ja też się tego boję, nie chce cierpieć tak jak poprzednio. Ale chce też mieć go przy sobie. Chłopaka którego kocham i dałabym mu wszystko co mam.
- To jest popieprzone. - odezwałam się. - W parku było dobrze i ja też już myślałam, że będzie jak dawniej, ale przez te dwa dni nic się nie zmieniło.. - oparłam się o siedzenie. - Ufam Ci wiesz? Na prawdę, ufam i kocham..
- Wiem, że odjebałem i cieszę się, że tak mówisz skarbie. Chciałbym żeby było jak wcześniej, bez żadnych cholernych zmartwień..
Oj kochanie..gdybyś wiedział jak ja bym tego chciała. Świata poza tobą nie widzę idioto, więc skończ pieprzyć i mnie pocałuj!
- Chce móc się wami opiekować, teraz tobą a później jeszcze fasolką. - uśmiechnął się lekko. - Kocham cie wiesz? - spojrzał na mnie.
- Wiem, ja ciebie też wiesz? - uśmiechnęłam się i przysunęłam trochę do niego.
- Nie byłem pewien. - potarł mój policzek kciukiem i w końcu mnie pocałował.
Złączył niepewnie nasze usta w namiętnym pocałunku. Jeju, jak ja za tym tęskniłam. Nigdy więcej nas nie zostawiaj, nigdy, nigdy, nigdy, przenigdy. - mówił głos w mojej głowie. I wiecie co? Miał stu procentową rację.
Odsunęliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Mogłabym go wycałować całego, zamknąć w domu i mieć tylko dla siebie. Kurwa, ale ja za nim tęskniłam.
- I jeszcze jedno. - rzucił.
- Mam się bać? - zapytałam żartobliwie.
- Nie. - zaśmiał się.
- No to mów.
- Wrócisz do domu? - spytał niepewnie.
Nie odezwałam się tylko uśmiechnęłam i pokiwałam głową na znak, że "tak". Chłopak szeroko się uśmiechnął i pocałował w czoło. Przestań być taki idealny! - mówiłam w myślach.
- Chodź wejdziemy i.. - zacięłam się, zerkając na jego reakcję.
- I?
- I może się spakuję. - drażniłam się z nim.
- Ja Ci dam "może" pani Styles. - powiedział wychodząc z auta i ja zrobiłam to samo.
- Pani Styles? Serio Harry? - zaczęłam się śmiać zdziwiona z jego słów.
- No serio, mamy przed sobą długie, szczęśliwe i na pewno pełne wrażeń życie skarbie.
- Dobrze, więc zbieraj tyłek Panie Styles i do domu, bo fasolka jest głodna. - powiedziałam i klepnęłam go w tyłek.
- Gdybyśmy nie byli na ulicy to wiesz co bym teraz zrobił? - spojrzał na mnie.
- Liczyłam na to, że rzucisz mnie na maskę i zerżniesz. - podniosłam brew.
- Doskonała odpowiedz Pani Styles, ale tym zajmiemy się w naszym domu. - objął mnie ramieniem.
Wtuliłam się w niego i skierowaliśmy się w stronę domu rodziców. Harry otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Od razu dostrzegłam rodziców siedzących w jadalni którzy jedli obiad.
- Cześć córecz...- tata się zaciął, gdy dostrzegł brunet. - Harry! - rzucił i wstał momentalnie podchodząc w naszą stronę.
Chłopak stał zdziwiony nie wiedząc co mój ojciec zamierza zrobić. Za to mój tata podszedł i mocno go uściskał. Szczęka mi opadła. Czy to dzieje się na prawdę? Spojrzałam na mamę, a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Cieszę się, że wróciłeś chłopie. - powiedział ojciec i poklepał go po plecach. - Ja też się cieszę panie Clarke. - odpowiedział zszokowany Styles.
- Mów mi Steven. - podał mu rękę.
- Jasne..- zawahał się Harry. - Steven.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Kto jak kto, ale mój ojciec? Boże coś ty z nim zrobił? Po wszystkich bym się spodziewała takiego przyjęcia Harrego, ale nie taty. On nienawidził wszystkich w około, a tym bardziej moim chłopaków. Chyba jednak ten chłopak ma coś w sobie.
- Chodźcie, jedzenie jest, pewnie głodni jesteście. - powiedziała mama, wstając już z miejsca po dwa dodatkowe talerze.
- Ja bardzo. - dodałam.
- Ja też. - rzucił zaraz za mną brunet.
- No własnie widziałam, zmizerniałeś Harry. - mówiła kobieta stawiając talerze na stole.
- Życie singla mi nie służyło. - zaśmiał się.
- To dobry znak. Ufam Ci Harry i wierze, że nie skrzywdzisz mojej córki jeszcze raz. Polubiłem cię..- nie skończył tata bo chwilowo mu przerwałam.
- Nagraj to sobie, bo nigdy więcej możesz tego nie usłyszeć. - zaczęłam się śmiać razem z mamą.
- No więc polubiłem cię i wierze, że dasz jej...- przerwał. - Im. - poprawił się. - dobre życie. Aaa... jeśli nie to wiedz, że cię dorwę. - puścił oczko ojciec.
- Nie słuchaj go. - rzuciłam i machnęłam ręką.
- Zrozumiesz to jak sam będziesz miał córkę. - dodał Steven w stronę Harrego.
- Jesteśmy na dobrej drodze. - odpowiedział.
- Jak to? Będzie dziewczynka? - odezwała się w końcu mama.
- Podobno tak. - spojrzałam na nią.
- Ale się cieszę! - uśmiechnęła się szeroko.
*JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ, TEGO SAMEGO DNIA*
Harry włożył klucze w zamek od drzwi wejściowych do naszego mieszkania i przekręcił dwa razy. Nim się obejrzałam mogłam już wejść. Moim oczom ukazał się jeden wielki chlew.
- Kiedy ty tu ostatni raz sprzątałeś? - spytałam.
- Parę dni temu Lizzy była i sprzątnęła, ale cienko mi idzie utrzymanie porządku.
- Masz trzy sekundy na pozbieranie tych ciuchów. - pokazałam palcem.
- Popatrz, "pozbieranie", a gdyby tak usunąć "p" a wstawić "r" wyszłoby "rozbieranie", więc ile czasu mam na rozbieranie ciebie? - podszedł do mnie i złapał za podbródek.
- Też trzy sekundy. - zaśmiałam się.
- Lubię wyzwania.- uśmiechnął się
- A ja wciąż ubrana panie Styles.
- Wybacz, niech liczy pani do trzej pani Styles. - powiedział. - Ej ale tak serio to nie wiem czy to dobry pomysł. - dodał.
- Co znowu? - przewróciłam oczami.
Czy on może wreszcie zabrać się do pracy? Stoję przed nim rozpalona i napalona, a ten teraz wykład będzie wygłaszał. Ludzie! Weź się w garść Styles i bierz mnie!
- No bo dziecko..
Parsknęłam śmiechem patrząc się na niego. Serio Harry? Od kiedy ty taki delikatny jesteś chłopie..
- Harry.- położyłam mu rękę na brzuchu i przysunęłam się jeszcze bardziej. Stałam na przeciwko niego i patrzyłam w oczy, mimo tego, że jest ode mnie o głowę wyższy. - Nawet w ósmym miesiącu ciąży można współżyć skarbie.
- Współżyć? - zaśmiał się. - Od kiedy ty tak to nazywasz?
- Dobrze, więc można się ruchać, rżnąć, uprawiać sex, kochać się i..no.
- Ale na pewno mu..ee, jej nic nie będzie?
- Na pewno, chuj nie sraj Harry tylko weź się do roboty, bo zaraz sama się sobą zajmę.
- Chciałbym to zobaczyć. - uśmiechnął się zadziornie.
- Ale nie zobaczysz. - pocałowałam go.
Już mięliśmy się brać "za robotę", ale niestety przerwał nam mój dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam. Dzwoniła mama Holly. Co ona chce? O Boże..
- Słucham?- odezwałam się lekko przerażona. Po co ona dzwoni?
- Och..Cześć Lexi.
- Dzień dobry.
- Ja...- zawahała się. - Sama nie wiem po co dzwonię, po prostu jakoś się stęskniłam za twoimi wizytami u nas i..- odetchnęła. - Sama rozumiesz.
- T-tak, rozumiem. Jeśli ma pani ochotę możemy się spotkać na spokojnie i porozmawiać jak k-kiedyś..- powiedziałam ledwo powstrzymując łzy. Kurwa Lexi nie płacz! Sama się zapierdole wtedy.
- Jeśli masz czas to bardzo chętnie kochanie. - odezwała się już lżej. Usłyszałam w jej głosie tą miłość którą zawsze się do mnie zwracała. Mi tez jej brakowało, była mi bliską osobą, bo z Holly znałam się od zawsze, była jak moja ciocia. Kochana, miła ciocia.
- Dobrze, to w takim razie jutro o..- pomyślałam. - O 14 pani pasuje w naszym parku?
- Jasne skarbie, to widzimy się o 14. Trzymaj...A! Lexi! - chciała już skończyć rozmowę, ale coś jej się przypomniało.
- Tak?
- Dowiedziałam się, że jesteś w ciąży, jak mogłaś się nie pochwalić? - mówiła uradowana.
- A no wie pani. Miałam sporo na głowie i tak wyszło.
- Rozumiem, więc gratuluję tobie i Harremu, a wiecie już co będzie?
- Tak, ma być dziewczynka. - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka i on zrobił to samo.
- To cudownie, bardzo się cieszę, ale jeśli byś czegoś potrzebowała, to zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję bardzo.
- Dobra, to nie przeszkadzam Ci kochana. Do jutra.
- Do widzenia. - powiedziałam i rozłączyłam się.
O Jezu...To było takie..dziwne. Nie spodziewałam się, że zadzwoni. Po śmierci Holly nie miałam z nią żadnego kontaktu.
- Kto to był? - spytał Styles.
- Mama Lexi. - spojrzałam na niego.
- Oo..
- Życzyła nam szczęścia i pogratulowała fasolki.
- I spotykasz się z nią jutro?
- Tak, chciała pogadać.
- Albo cie dorwie gdzieś w krzakach i zgwałci. - zaśmiał się.
- Morda Harry. - poszłam w jego ślady.
- To chamstwo nigdy od ciebie nie odejdzie co?
- Nigdy w życiu, taka już moja natura. - uśmiechnęłam się.
- Lubię ją, te twoje teksty które zgaszą każdego.
- O proszę, czyli na początku naszej znajomości, gasiłam cie za każdym razem kiedy coś do mnie powiedziałeś? - usiadłam na kanapie, a on za mną.
- Zazwyczaj tak, ale...
- Ale? -zerknęłam na niego z lekkim niepokojem i rozbawieniem. Boże jak jak kocham tego chłopaka.
- Ale jednej sytuacji nie zapomnę nigdy.
- Jakiej sytuacji? Jeju Harry mów do rzeczy, bo nie wiem czy mam już reagować na twoje docinki.
- Jak siedzieliśmy w ławce i powiedziałaś, że mam ładną buźkę.
- To wcale nie było tak! - zaśmiałam się. - Kłamiesz.
- Nie kłamię, powiedziałaś, że obijesz mi "tą ładną buźkę" - zacytował. - I jak o to zapytałem to niestety skarbie...
- Frajer. - rzuciłam.
- Idiotka.
- Pizda.- powiedziałam a on wybuchł śmiechem.
- Chuj. - odgryzł się.
- Pedał. - dodałam i dopiero do mnie doszło co powiedziałam. Harry znowu zaczął się śmiać.
- Serio Lexi? Nie wierze, że to powiedziałaś. - mówił przez śmiech. - Czyli ty też jesteś facetem? W takim razie szacun.
- Zaraz dostaniesz kopa. - śmiałam się.
- Ja mam dostać za to, że to ty nazwałaś mnie pedałem? Oj Lexi Lexi..Fasolka będzie miała wesoło w domu.- powiedział, a ja na niego spojrzałam już łagodniej i poważniej.
- I będzie miała fajnych rodziców. - dodałam i przytuliłam się do niego, kładąc mu głowę na klatce piersiowej.
- A miałaś do tego jakieś wątpliwości? Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie skarbie.
- Trochę miałam, ale teraz już wiem, że wszystko jest dobrze i na swoim miejscu. - odpowiedziałam splatając nasze palce. - Harry?
- No?
- Zawieziesz mnie na cmentarz co Holly? - spytałam.
- Chcesz iść sama?
- Tak. - odparłam.
- Dobrze skarbie, to jedzmy. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Nie minęło nawet pół godziny, a staliśmy już pod cmentarzem. Poczułam niepokój i wykręcało mi się w żołądku. O matko.. Odetchnęłam i złapałam za klamkę.
- Sama? - spytał Harry.
- Sama. - powiedziałam i wyszłam z auta.
Ruszyłam z wahaniem w głąb cmentarza. Nie..nienawidzę tego uczucia. Proszę Lexi nie płacz, nie bądź mięczakiem, bądź twarda, taka jak zawsze. Ugh...nie mogę. Doszłam gdzie chciałam. Grób Holly..Nie było mnie tu tydzień, lekkie zamieszanie i inne głupoty. Usiadłam na ławeczce na przeciwko grobu, powstrzymując łzy. Nie płacz Lex!
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było..- zaczęłam mówić cicho. - Trochę się wydarzyło, znowu jestem z Harrym wiesz? - wciąż mówiłam, mówiłam do niej. Wiem, że mnie słucha, wierze w to.. I teraz już nie powstrzymałam łez..Jedna po drugiej spłynęły po policzkach. Och, tylko nie to..- Bardzo go kocham, a on kocha mnie i fasolkę, a właśnie, nie wiemy jak ją nazwać. Wiem, że zawsze podobało Ci się imię Carolina i dlatego nad tym myślałam. Harremu też się bardzo podoba. - uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, wycierając łzy. - Liam..on jest z Lizzy.. Na prawdę ją kocha, a ona jego. Wiem, że gdybyś tu była to on byłby twój, ale ty jesteś tam..- szlochałam. - Bardzo mi ciebie brakuje.. Tak bardzo chciałabym żebyś tu była. Wiem, że jeśli byś żyła pokochałabyś fasolkę, chociaż już wierzę, że kochasz tak samo jak ja. Było na początku ciężko, ale dałam radę. Robiłam to też dla ciebie, nie chciałam się poddać dla nas. Ty..ty nie żyjesz ciałem, ale duszom jesteś ze mną, czuje to.. Kocham cie.
Siedziałam wpatrzona w jej zdjęcie, gdy usłyszałam jakieś kroki. Spojrzałam i zobaczyłam Harrego idącego w moją stronę. Nie odezwał się słowem tylko usiadł i mnie przytulił.
- Co tu robisz? - spytałam cicho.
- Długo nie wracałaś i zacząłem się martwić. - odparł i pogłaskał mnie po plecach. - Nie płacz kochanie. - ucałował mnie w czoło.
Nic nie odpowiedziałam tylko siedzieliśmy w ciszy. Położyłam dłoń na brzuchu i spojrzałam po raz kolejny na zdjęcie Holly, w tym momencie zawiał mocniejszy wiatr i przeszedł mnie dreszcz.
- Ona na nas patrzy. - rzuciłam.
- Wiem skarbie, wiem..
*SIEDEM MIESIĘCY PÓŹNIEJ*
Oczami Harrego
Siedziałem przy łóżku Lexi która była tak zestresowana i obolała po skurczach, że nawet się nie odzywała. Trzymała mnie mocno za rękę, a ja jej nie puszczałem. Boję się o nią i fasolkę. Oby nic im nie było.
- Lexi możemy już zaczynać? - zapytała położna wchodząca do sali.
- T-tak..nie, Boże nie wiem. - złapała się za brzuch moja narzeczona. Tak przed te parę miesięcy oświadczyłem się jej. Było tak jak sobie wymarzyła, na spontanie. Siedzieliśmy z całą bandą u nas i wtedy wkroczyłem. Na te wspomnienie od razu chce mi się uśmiechać.
- Boje się Harry.. - powiedziała i mocniej ścisnęła moją dużą dłoń.
- Ja też słońce, ale będzie dobrze. - ucałowałem jej kostki.
- Dobrze Lexi, nogi do góry i na moje słowa zaczniesz przeć okej? - ponownie odezwała się położna w różowym stroju.
- Okej. - odparła Lex.
- Wdech......i przemy. - rzuciła, a ja zacząłem robić to samo. O Boże. Rodzi mi się dziecko! Moja mała kruszynka, nie wierze. Harry kurwa nie mdlej.. O ja pierdole, o kurwa, chuj zaraz zejdę, a jebać, o kurwa...
- Dobrze jeszcze raz, wdech i przemy.. Raz, dwa i trzy. - głos położnej rozbrzmiał w mojej głowie. - Jeszcze trochę. I Jest! - krzyknęła niespodziewanie.
Wszystko zaczęło dziać się tak szybko, ludzie zaczęli szaleć, a Lexi się rozpłakała patrząc sobie w krok. Spojrzałem tam a lekarka trzymała na rękach pięknego bobaska. O ja pierdole jebana mać..
- Chce pan odciąć pępowinę? - spytała mnie.
- O kurwa.. tak. - złapałem się za głowę i podszedłem do niej.
Podała mi do rąk nożyczki i pokazała miejsce gdzie mam uciąć i tak zrobiłem. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Tak ja Harry Styles własnie się rozpłakałem. Nie mogę w to uwierzyć. Kobieta zabrała małą i ją umyła po czym zawinęła w rożek i podała mi ją. Trzymałem w rękach mój cały świat. Łzy nie przestawały lecieć, a ja wpatrywałem się w moją małą królewnę. Jak to możliwe, że w jednej chwili cały świat zmienia się o 180 stopni?
- Jak będzie miała na imię? - spytała pielęgniarka.
- Carolina. - odpowiedziałem jednocześnie z Lexi. Spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem mimo, że oboje płakaliśmy.
To najszczęśliwszy dzień mojego życia.
- Witaj moja mała księżniczko. - ucałowałem ją w nosek.
Oczami Lizzy
Wstałam rano z okropnymi mdłościami. Rzygałam jak kot. Liam zaniepokojony dobijał się do drzwi.
-Liz, wszystko OK?
-Nie Li, chyba muszę pójść do lekarza, strasznie mi jest...
-Umówię Cię z doktor Schbelberg.
Nie przepadałam za nią. Zimna suka, która zna się najlepiej na tym co Ci dolega. Ale dosyć skutecznie leczy. Boże, ale się beznadziejnie czuję. Zjadłabym poza tym schabowego jak robiła moja mama...i frytki....i czekoladę... O kurde, nie dźwignęłabym się po tym... Zjadłam po prostu lasagne. Mało śniadaniowo, ale mam wilczy apetyt. Hmmm wizytę mam na 11, a już jestem prawie gotowa, zadzwonię do mamy i spytam się jak tam.
-Halo?
-Mamo, to ja Liz..
-Wiem Kochanie tylko wiesz... tak jakoś nie spojrzałam...-ktoś zamruczał obok. Mama ten teges z Ian'em? No są dorośli, mają dziecko, ale kurde są starzy. Nie no nie aż tak, ale myślałam, że w ich wieku, to już nie to samo.
-Jeśli Ci przeszkadzam mamo..
-Nie no skąd. Ale wiesz co muszę kończyć. Ian nie najlepiej się czuję...-powiedziała i rozłączyła się. Nie najlepiej się czuje? Ale słabo udaje. No cóż... Uszykowałam się. Chyba utyłam, ten brzuch jest jakby zaokrąglony...
Liam zawiózł mnie. Nie lubię lekarzy, ale grunt to zdrowie.
-Witam panno Kolbricht - powiedziała z kamienną twarzą i swoim niemieckim akcentem lekarka wchodząc do gabinetu - Jakie mamy objawy?
-Dzień dobry...no generalnie, apetyt mam straszny, bóle kręgosłupa i w ogóle, ciała. No i te parszywe mdłości. Czasem pobolewa mnie brzuch.
-Słysząc pani objawy i czytając kartę choroby.. to twierdzę, że mylą się pani objawy. Zapraszam do ginekologa, a nie do mnie.Żegnam.
Poszłam za jej radą do ginekologa. Miły pan Baker. Pulchny, nie za wysoki.Miły i czarujący, lubiący to co powinni lubić "prawdziwi" faceci. Gej. Mimo że jest nie za ładny, kobietom się podoba. Oczarowuje je. Byłam na jego ślubie. Jego mąż Juan, Hiszpan (tam się z resztą pobrali) jest bardzo macho. Lubi żartować i gotować, więc znaleźliśmy wspólne tematy. A jego omlet.... No ale to za duża dygresja. Weszła do gabinetu.
-O cześć Lizzy, ale przegląd masz dopiero za tydzień, coś się stało?
-Chyba coś mi dolega...
-No znając Ciebie i skłonności ze strony ojca do zmian wewnątrz macicznych zapraszam na USG .
Posłusznie się położyłam, doktor przygotował mnie i zaczął po moim brzuchu jeździć "magiczną rączką".
-No widzę już co się stało...
-I? - spytałam przejęta.
-Na chwilę obecną wydaje mi się, że bliźniaki się stały....
-O kurwa....
-No w niezłe gówno się wpakowałaś mała. Ale dzieci zdrowe.
Zmyłam z siebie ten żel i obciągnęłam bluzkę. Super matka bliźniąt, a ledwo pełnoletnia... W co ja się wpakowałam?!
-Lizzy, musisz o siebie zadbać... Wiesz odpoczywać, zdrowo jeść, witaminy i takie tam bla bla bla. Pozdrów Liam'a. Jemu też z tym nie będzie łatwo...
Wyszłam z kliniki. Zrozpaczona sięgnęłam telefon. Nie mogąc zapłakana zadzwonić napisałam SMS do wszystkich: "Wracam od lekarza. Spotkajmy się wszyscy o 13 u nas (u mnie i Liam'a)" Wróciłam biegiem do domu. Liam stał roztrzęsiony.
-I jak Liz? Coś poważnego?
-T-t-tak...
-Kochanie nie płacz, powiedz co?
-Jestem...Jestem....
-Czym jesteś kwiatuszku?
-W ciąży... - poryczałam się potwornie.
-Ojej...
-Nie gniewaj się...
-Nie gniewam się, jak coś się stało to się nie odstanie. A jak dziecko?
-Dzieci...
-TO ile ich jest?
-Dwójka....
-Bliźnięta? - spytał raczej ucieszony.
-Tak - a ja płakałam jeszcze mocniej.
Przyszli wszyscy. Usiedliśmy do stołu i zapanowała niezręczna cisz.
-Dobra koniec jestem w ciąży. Super wsparcie dziękuję! - wywrzeszczałam i przewróciłam krzesło. Pobiegłam do mojego dziecinnego pokoju. Płakałam. Za mną wbiegła Lex.
-Ćśśśśśś Lizzy... Wszystko będzie dobrze. .. -przytuliła mnie mocno.
-Nic nie będzie dobrze...
-Wszystko się ułoży.. tak jak między mną a Harrym...
-Dziękuję Ci...-przytuliłam się do niej. Nic nie mówiłyśmy. Panowała cisza. Cisza pełna nadziei... Cisza...
*TRZY LATA PÓŹNIEJ* (obserwator)
Chcecie wiedzieć jak jest? A ja wam powiem, że fantastycznie. Naszym rodzinkom się powodzi. Są wzloty i upadki, ale to nic poważnego. U naszej kochanej Lexi i Harrego jest świetnie, a mała Carolina kończy dziś trzy latka. Harry świata poza nią nie widzi, jest dla niego wszystkim tak samo jak Lexi. Są szczęśliwi, nawet bardzo. Kto by pomyślał, że taka dziewczyna i taki chłopak mogą być rodzicami, a tym bardziej takimi
wspaniałymi? Mała Carolina chodzi już do przedszkola,a jej dumni rodzice są tym wniebowzięci. Tylko im pozazdrościć nieprawdaż? A! Pewnie chcecie jeszcze wiedzieć jak u Lizzy i Liama oraz ich bliźniaków. A więc już wam piszę. Lizzy urodziła dziewczynkę która ma na imię April i chłopca i imieniu Cody. Mieliście pewnie co do nich wątpliwości nieprawdaż? A tu psikus! Między nimi jest wspaniale, ich miłość nie przemija, a rodzina kwitnie. Są dumnymi rodzicami dwójki wspaniałych dzieci i nic im nie staje na przeszkodzie. Jej mama również jest szczęśliwa, świetnie się dogadują i często
spotykają. A wiecie co? Liam i Lizyy wzięli ślub! Tak, to wspaniałe. Dzień w którym ich życie się zmieniło na zawsze. Oczywiście Lexi i Lizzy są najlepszymi przyjaciółkami. Kto by się spodziewał co? Cóż za ironia.. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, razem ze swoimi rodzinami. Dzieciaki bawią się razem i nikomu niczego nie brakuje. Chociaż..Lexi brakuję tylko jednego..raczej jednej osoby.Holly..Wie, że nigdy nie wróci, ale wciąż żyje w nadziei i marzeniach..
sobota, 29 czerwca 2013
INFORMACJA
Cześć. Chcialysmy poinformować, że ROZDZIAŁ ZOSTANIE DODANY W PONIEDZIAŁEK! Niestety mamy napięty grafik, a bedzie to ostatni rozdział, więc chcemy go dopracować jak najlepiej i zeby był ciekawy, na pewno bedzie długi i mamy nadzieje, ze sie wam spodoba :)
ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA! http://the-choice-new-life.blogspot.com
Obserwujcie, komentujcie i polecajcie innym kto lubi czytać opowiadania. Na blogu jest zwiastun do niego.
Buziaki dla wszystkich i dziękujemy za wyrozumiałość, a co do niektórych to powinni być cierpliwsi i powinni pomyśleć, ze tez jesteśmy ludźmi i mamy życie prywatne, a nie siedzimy przed komputerem i tylko rozdziały piszemy.
ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA! http://the-choice-new-life.blogspot.com
Obserwujcie, komentujcie i polecajcie innym kto lubi czytać opowiadania. Na blogu jest zwiastun do niego.
Buziaki dla wszystkich i dziękujemy za wyrozumiałość, a co do niektórych to powinni być cierpliwsi i powinni pomyśleć, ze tez jesteśmy ludźmi i mamy życie prywatne, a nie siedzimy przed komputerem i tylko rozdziały piszemy.
piątek, 21 czerwca 2013
NOWY BLOG
The choice new life: Zwiastun: Cześć! Tu Lexi! Niebawem zacznę pisać nowy blog z Dominikiem. Jest to mój najlepszy przyjaciel i mam nadzieję, że nasza współpraca nam wyjdzie. Na blogu jest zwiastun i dodani są bohaterowie opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba! KOMENTUJCIE! <3
Rozdział tutaj zostanie dodany jutro lub w niedzielę!
Rozdział tutaj zostanie dodany jutro lub w niedzielę!
niedziela, 16 czerwca 2013
Rozdział 34
WAŻNE!
- Kontakt z nami jest na górze w pasku, więc już nie będziemy przy każdym rozdziale tego pisały, ale jeśli macie jakieś pytania do bohaterów to piszcie do nas!
- Komentujcie oczywiście jeśli wam się podoba. Serio, wystarczy, że napiszecie w komentarzu "x" a nam to starczy. Chcemy po prostu widzieć ile was jest i ile osób czyta.
Po wyjściu Harrego, wróciłam do Lexi, chwilkę posiedziałyśmy i dostałam telefon. Telefon na który czekałam całe lata...
-Halo?
-Czy rozmawiamy z panna Elizabeth Kolbricht?
-Tak, w czym mogę pomóc? -spytałam niepewnie.
-Niedawno grupa antyterrorystów rozbiła jedna z największych i najniebezpieczniejszych grup partyzanckich w Afryce. W ich bazie trzymanych było 231 niewolnic, a przy płukaniu diamentów z rzeki pracowało 500
mężczyzn. Wśród kobiet była pani matka. Gdy ją znaleźliśmy była w ciężkim stanie. Szkorbut, wyniszczająca praca, ślady po torturach, wielokrotnie zgwałcona. Pani matka jest w ciąży i to zaawansowanej. chwilowo została przewieziona do szpitala specjalistycznego na Florydzie w USA.
mężczyzn. Wśród kobiet była pani matka. Gdy ją znaleźliśmy była w ciężkim stanie. Szkorbut, wyniszczająca praca, ślady po torturach, wielokrotnie zgwałcona. Pani matka jest w ciąży i to zaawansowanej. chwilowo została przewieziona do szpitala specjalistycznego na Florydzie w USA.
-D-d-dobrze-wyjąkałam. Mama... Ona żyje... - a czy mogę do niej przylecieć?
-Oczywiście, jednak na własny koszt - powiedziała telefonistka z organizacji szukającej ludzi zaginionych w Afryce.
-W takim razie dziękuję. Do widzenia - powiedziałam. Nie mogłam uwierzyć w to...
-Do widzenia - odparła ciepło telefonistka.
Odłożyłam słuchawkę. Lex patrzyła na mnie nie wiedząc co jest.
-Oni... znaleźli moją...mamę - łzy spłynęły mi po policzkach. Lex przytuliła mnie.
-Liz, nie martw się wszystko będzie dobrze.
-Mogę do niej lecieć. Przepraszam cię Lexi, muszę lecieć do Liam'a. Nie chcę sama tam lecieć...
-Oczywiście - odparła Lexi, patrząc na mnie ze wzruszeniem. chyba poruszyła i ją ta wiadomość.
Szybko zebrałam się i pojechałam do byłego apartamentowca młodych "państwa Styles". Drzwi otworzył mi podłamany Harry. Wpadłam do środka i pociągnęłam Liam'a za ramię do wyjścia.
-Szybko chodź. musimy się spakować lecimy...
-Lizzy uspokój się co się dzieje? - spytał zdziwiony.
-Mama...ona... żyje... leży w USA w szpitalu.
-O boże... - powiedział i mnie przytulił.
-Chce tam lecieć... z Tobą...-wyszlochałam
-Oczywiście...
Wybiegliśmy. Najpierw pojechaliśmy do mnie. Spakowałam się błyskawicznie, w tym czasie Li book'ował nam bilety na lot na Florydę. Potem byliśmy u niego. Też pakował się szaleńczo szybko. Nawet się nie
obejrzałam, gdy już lecieliśmy. podróż mimo, że trudna, była dla mnie bardzo ciężka do zniesienia. jak mama... Gdy dolecieliśmy była 18 czasu lokalnego. Liam namawiał mnie na hotel, jednak nie chciałam o tym na razie myśleć. Byle do szpitala... Bez trudu znalazłam budynek, po czym oddział mamy. Tyle lat czekania... Szłam coraz mniej pewnie. szpilki na których stałam załamywały się pod moimi nogami, które teraz były jak betonowe filary... tak ciężko na duszy... Czy ona mnie kocha? czy będzie z nią kontakt? Weszłam na salę. Była mała, jasnozielona a w niej dwa łóżka. Jedno było puste, a na drugim leżała Ona... To nie była ta sama kobieta. kiedyś miała piękne złote włosy... Już białe. śniada cera, była ziemista, a ruchy powolne. Jest w sile wieku, a już jak staruszka. Tyle przeszła. Jednak moja uwagę przykuł mężczyzna siedzący obok. Na oko koło 45 lat. Przystojny, z inteligentnym wyrazem twarzy, uśmiechnięty opowiadał coś kobiecie. nagle podniósł wzrok na mnie.
-Kim pani jest?
-J-j-ja... jestem..chyba córką...- popłynęły mi łzy.
-Elżunia? -Kobieta podniosła złote oczy na mnie. matczyny wzrok przeszywa dusze na wylot. Robi to jednak z miłością i troską. Gdy powiedziałam moje imię zdrobniale, po polsku...
-Tak, mawo - powiedziałam koślawą polszczyzną. Zresztą chyba słowo mama mówi się "mamo", a nie "mawo"... kretynka ze mnie... tyle lat nie mówiłam po polsku...
-Dziecko, kocham Cię - powiedziała, wyskoczywszy z łóżka-Tak Mi Cię brakowało. kocham Cię i już nigdy nie opuszczę...-przytulała mnie i całowała w policzki.
-Mamo...-szlochałam. Nic nie opisze tej chwili. Nawet najpiękniejsze słowa. Dotknąć kogoś z kogo jesteś po wielu latach rozłąki. Obie przepełnione miłością do siebie i żalem do losu, za tak straszliwą karę.
-Mamo, a kim jest twój znajomy - spojrzałam niepewnie na mężczyznę, który teraz patrzył się na nas zatroskany.
-Ahh tak córciu poznaj - Ian McCarneer - szkocki biolog. Mój mąż. To z nim mam dziecko. Również został porwany. Postrzelili go. Opiekowałam się nim, gdy inni, chcieli go zostawić w dżungli, bo nie miał szans... To dziecko - spojrzała na brzuch pełna obaw - jest jego, nie tych bandytów. Gwałcili mnie wiele razy, ale była ze mną pielęgniarka, i po każdym gwałcie wypłukiwała drogi rodne... z ich nasienia...-powiedziała zawstydzona.
Dużo nerwów... Tak dużo. Wpadałam do mamy codziennie przez najbliższe 4 dni. Na całe dnie. mama poznała Liam'a, a ja Ian'a. Dogadaliśmy, się, że gdy mama wyzdrowieje, zostanie przewieziona do londyńskiej kliniki położniczej. Jednej z najlepszych w Europie. Mamy problem tylko z mieszkaniem. za duże na 4 osoby i niemowlę... Ostatniego dnia mojego i Liam'a pobytu gadaliśmy o tym
-Nie, Liza, nie ma sensu byś się stamtąd wyprowadzała! - zarzekał się Ian. Nazywał mnie Liza, zamiast Lizzy, gdyż przypominałam mu jego młodsza siostrę Lizę.
-No własnie dzieci... młodzi jesteście, zaraz dzieciaki sobie machniecie, ślub, nie! Weźcie apartament w kamienicy - powtarzała moja mama.
-Mamo! Do ślubu daleko! Do dzieci tym bardziej! - powtarzałam jak maszyna - wy je weźcie. Dzidzia będzie miała gdzie się bawić.
-Ja mam propozycję... - powiedział cicho Liam - moi rodzice znają kilku profesorów z London Universyty i maja państwo propozycję wykładów i zostać tam na stałe wykładowcami. Kupili już dla państwa tez mieszkanie, tuz przy budynku uczelni, z pięknym laboratorium na górze i szklarnią.... Niedaleko jest szkoła.... a ja z Lizzy weźmiemy sobie mieszkanko w kamienicy - uśmiechał się.
-To genialne... - westchnęliśmy wszyscy. Liam, może i jest cichy, ale jak coś powie to robi piorunujące wrażenie.
Niestety nasz wyjazd nie mógł trwać wiecznie. Po powrocie do Londynu, od razu poszłam do Lexi. Posiedziałyśmy chwilę, pogadałyśmy, a ja pogłaskałam fasolkę - na razie jeszcze przez brzuszek. Te wszystkie nerwy kosztowały mnie tyle, że kupiłam sobie elektryka. Nie elektryka - znaczy majstra, a elektronicznego papierosa. Jednak to rozmowa z Harrym, jak i kilka rozmów z Lexi uświadomiły mi ich ciężkie położenie. Najpierw spotkałam się z Lexi, a z jej perspektywy, to wszystko było już przeszłością, z marna szansą na odbudowanie. Gdy za pierwszym razem do niej weszłam, wyglądała kropnie. Potargana, blondynka, siedząca w piżamie w otoczeniu bałaganu.
-Lexi, przyda Ci się porządek.....
-Wiem Liz, dzięki za radę - uśmiechnęła się blado - ale na razie nie mam siły na to. Chce być dobrą mama
dla fasolki, a przede wszystkim autorytetem, więc zmieniam swoje życie.
-Daj pomogę Ci z tą graciarnią.
-Nie trzeba...- odparła i już wstawała do pracy.
-Siedź głupia! zmęczona jesteś, ja sprzątnę, ty opowiadaj co tutaj, i jak z Harrym.
-Koniecznie...?
-Na 100%...
-Wiesz Liz. Pogodziłam się z Zayn'em. Strasznie o mnie dba teraz. Jak nie on....Jednak, myśli, że jeśli straciłam Harrego to on wróci do łask... Nie, to się nigdy nie stanie... -szeptała, gdy ja układałam szkice na jej biurku, z masa gazet i różnych książek.
-A co z Niall'em? - spytałam wynosząc miski.
-Dobrze, to w końcu mój przyjaciel! - uśmiechnęła się - Dobrze, że był przy mnie... a jak z mamą?
-Dobrze... Nawet lepiej niż dobrze.... Mimo że przeżyła piekło, jest teraz... szczęśliwa....
-Bardzo się cieszę... - powiedziała Lexi i przytuliła mnie. Boże! Potrząśnijcie mną! Lexi Clarke, sama z nieprzymuszonej woli, mnie przytuliła i pociesza! Teraz wiem już na pewno, że ta dziewczyna będzie świetną matka, dla swojej fasoleczki...
-A Lexi, jak przeczuwasz... to chłopiec czy dziewczynka? - spytałam, kończąc sprzątać.
-Chyba chłopiec... wdał się w Harrego... będzie miał jego dołeczki...
-Urocze, te chce takie słodkie!- zaśmiałam się.
-Paskuda z Ciebie! -pokazała mi język, kiedy się śmiała - Jak będzie Cię mdliło w trakcie jak mnie, to ci się odechce!
Po rozmowie z Lex, zostawiłam ja i pojechałam do Harrego. Tu również królował bałagan, lecz w środku zastałam nowego-Harrego, a nie starego-Harrego. Nowy-Harry myślał tylko o Lexi, dziecku i by udało im się być rodziną. Nie interesował go już świat muzyki, dziewczyny i inne pierdoły zajmujące na chwilę. myślał, jak dorosły facet, wliczając w to, to, że nie myślał o sprzątaniu...
-Harry Brudzie Styles, na razie zamiast myśleć, o powrocie do lex pomógłbyś mi ze sprzątaniem tego chlewu! - krzyknęłam na niego.
-Oj wiesz Lizzy, że mi on nie przeszkadza, ale moje życie bez Lex... To jak seks bez orgazmu, jak świeca bez ognia, jak studnia bez wody. Zbędna rzecz....
-Mędrukjesz, a chwyciłbyś za szmatę i wytarł ta zaschnięta Colę tam - pokazałam zmiotką kierunek, wielkiej plamy.
-Tak jest Mamusiu! -uśmiechnął się - Liam jest tatuśkiem, ale ty go ustawisz do pionu jak trzeba, Mamuśka!
-Liam'a nie trzeba ustawiać do pionu z całej waszej piątki!
-Oj, nie znasz go widać dobrze ... - uśmiechnął się nieco infernalnie- Cicha woda brzegi rwie... - powiedział to tak jakby zła wróżbę. Na szczęście głupim gadaniem pana Harrego Styles'a nie muszę się przejmować. Gada tak, bo nie układa mu się związek.
A z Li... hmmmm.... moje życie było raczej jak seks z pięciokrotnym półtoragodzinnym orgazmem na jeden stosunek, jak płonąca w wulkanie świeca i jak studnia w rowie Mariańskim
akurat po tych wizytach wróciłam do naszego mieszkania, w którym mieszkamy już razem tuż po powrocie z Florydy. Wchodząc odebrałam pocztę. wśród listów walało się serduszko. Ahh ten mój słodziak... Po co mi je wkładał do listów. Od progu w mieszkaniu roznosił się cudowny zapach słodkich placuszków. ale mnie rozpieszcza... Byleby nie przesadził, bo się będę toczyła i tylko dźwigiem mnie przenieść, będzie można...
-Kochanie, nie musiałeś gotować, ja miałam gotować. Rozpieszczasz mnie....
-Oj takie śliczne łapki nie mogą gotować. Idź je umyć i wracaj do kuchni jeść.
Li nie umiał dużo gotować. Prawie nic. Więc jedliśmy na kolację spaghetti. Uroczo i smacznie.
-jak minął dzień kochanie.
-Uff ciężko. Wiesz i Lexi i Harry są załamani. a syf mieli taki, że....
-Sprzątnęłaś, prawda?
-No tak Li...
-Wiesz Lizzy, że nie możesz się przemęczać. Jesteś teraz bardzo wyniszczona. Tymi stresami, szybkim trybem życia. Spokojnie Kochanie - pocałował mnie w czoło.
Po kolacji razem sprzątneliśmy. Liam włączył cichą nastrojową muzykę. Zaczęliśmy razem tańczyć. Jego ręce wędrowały po moim ciele, a moje po jego Delikatnie zdjął mi bluzkę, a ja jemu rozpięłam rozporek. Teraz on męczył się z moim, a ja zdzierałam z niego podkoszulkę. Już tylko sama bielizna... Najpierw jedno ramiączko od stanika, potem drugie i jego już nie ma.... Majtki znikły szybciej niż reszta. Liam wszedł we mnie od tyłu. Zajęczałam. Zrzucił wazon ze stołu.
Położył się, a ja weszłam na niego. Robiliśmy to na jeźdźca długo i mocno. Na koniec czekał mnie nieziemski orgazm. Boże ten chłopak ma tyle pary. Nagle usłyszeliśmy huk. Nadzy, po orgaźmie pobiegliśmy zobaczy co się stało. Nie wiadomo dlaczego otworzyło się okno w sypialni. Pozbieraliśmy rozrzucone rzeczy, które stały na parapecie.
-Kochanie pójdę wziąć tabletkę...
-Dobrze, czekam w łóżeczku - posłał mi buziaczka.
Gdy przechodziłam przez przedpokój moją uwagę przykuło nasze stare rodzinne zdjęcie. rzeczywiście, mama już nie jest tą samą kobietą. Postałam tam chwile i poszłam dalej. Co ja miałam zrobić w kuchni? Nie ważne, zdjęcie mnie lekko dobiło... ale dobrze, że mama żyje. Napiję się wody i pójdę spać...
~Czy Kocham Liama? - Bardzo.
~Czy Kocha on Holly? - Chyba nie...
~Czy jestem blisko z Lexi? - Jak nigdy.
Codziennie przychodzę i do Lexi i do Harrego. Lexi bardzo się zmieniła. Sama bardzo martwię się mamą. Wczoraj ją przewieźli do Londynu. Gdy weszłam do niej był przy niej Ian.
-Oooo moja nowa córcia wchodź - uśmiechał się do mnie.
-Cześć nowy tato - śmiałam się. Nikt by nie powiedział, że ma przed sobą mężczyznę, który kopał złoto pod ziemią w najniebezpieczniejszej pracy, wiele razy ciężko chorował, a teraz żyje, jakby był na wczasach w Egipcie na tydzień niż 15 lat w niewoli.
-Już rzygam waszymi pieszczotkowymi gadkami - skrzywiła się i zaśmiała mama.
-Szybko chodź. musimy się spakować lecimy...
-Lizzy uspokój się co się dzieje? - spytał zdziwiony.
-Mama...ona... żyje... leży w USA w szpitalu.
-O boże... - powiedział i mnie przytulił.
-Chce tam lecieć... z Tobą...-wyszlochałam
-Oczywiście...
Wybiegliśmy. Najpierw pojechaliśmy do mnie. Spakowałam się błyskawicznie, w tym czasie Li book'ował nam bilety na lot na Florydę. Potem byliśmy u niego. Też pakował się szaleńczo szybko. Nawet się nie
obejrzałam, gdy już lecieliśmy. podróż mimo, że trudna, była dla mnie bardzo ciężka do zniesienia. jak mama... Gdy dolecieliśmy była 18 czasu lokalnego. Liam namawiał mnie na hotel, jednak nie chciałam o tym na razie myśleć. Byle do szpitala... Bez trudu znalazłam budynek, po czym oddział mamy. Tyle lat czekania... Szłam coraz mniej pewnie. szpilki na których stałam załamywały się pod moimi nogami, które teraz były jak betonowe filary... tak ciężko na duszy... Czy ona mnie kocha? czy będzie z nią kontakt? Weszłam na salę. Była mała, jasnozielona a w niej dwa łóżka. Jedno było puste, a na drugim leżała Ona... To nie była ta sama kobieta. kiedyś miała piękne złote włosy... Już białe. śniada cera, była ziemista, a ruchy powolne. Jest w sile wieku, a już jak staruszka. Tyle przeszła. Jednak moja uwagę przykuł mężczyzna siedzący obok. Na oko koło 45 lat. Przystojny, z inteligentnym wyrazem twarzy, uśmiechnięty opowiadał coś kobiecie. nagle podniósł wzrok na mnie.
-Kim pani jest?
-J-j-ja... jestem..chyba córką...- popłynęły mi łzy.
-Elżunia? -Kobieta podniosła złote oczy na mnie. matczyny wzrok przeszywa dusze na wylot. Robi to jednak z miłością i troską. Gdy powiedziałam moje imię zdrobniale, po polsku...
-Tak, mawo - powiedziałam koślawą polszczyzną. Zresztą chyba słowo mama mówi się "mamo", a nie "mawo"... kretynka ze mnie... tyle lat nie mówiłam po polsku...
-Dziecko, kocham Cię - powiedziała, wyskoczywszy z łóżka-Tak Mi Cię brakowało. kocham Cię i już nigdy nie opuszczę...-przytulała mnie i całowała w policzki.
-Mamo...-szlochałam. Nic nie opisze tej chwili. Nawet najpiękniejsze słowa. Dotknąć kogoś z kogo jesteś po wielu latach rozłąki. Obie przepełnione miłością do siebie i żalem do losu, za tak straszliwą karę.
-Mamo, a kim jest twój znajomy - spojrzałam niepewnie na mężczyznę, który teraz patrzył się na nas zatroskany.
-Ahh tak córciu poznaj - Ian McCarneer - szkocki biolog. Mój mąż. To z nim mam dziecko. Również został porwany. Postrzelili go. Opiekowałam się nim, gdy inni, chcieli go zostawić w dżungli, bo nie miał szans... To dziecko - spojrzała na brzuch pełna obaw - jest jego, nie tych bandytów. Gwałcili mnie wiele razy, ale była ze mną pielęgniarka, i po każdym gwałcie wypłukiwała drogi rodne... z ich nasienia...-powiedziała zawstydzona.
Dużo nerwów... Tak dużo. Wpadałam do mamy codziennie przez najbliższe 4 dni. Na całe dnie. mama poznała Liam'a, a ja Ian'a. Dogadaliśmy, się, że gdy mama wyzdrowieje, zostanie przewieziona do londyńskiej kliniki położniczej. Jednej z najlepszych w Europie. Mamy problem tylko z mieszkaniem. za duże na 4 osoby i niemowlę... Ostatniego dnia mojego i Liam'a pobytu gadaliśmy o tym
-Nie, Liza, nie ma sensu byś się stamtąd wyprowadzała! - zarzekał się Ian. Nazywał mnie Liza, zamiast Lizzy, gdyż przypominałam mu jego młodsza siostrę Lizę.
-No własnie dzieci... młodzi jesteście, zaraz dzieciaki sobie machniecie, ślub, nie! Weźcie apartament w kamienicy - powtarzała moja mama.
-Mamo! Do ślubu daleko! Do dzieci tym bardziej! - powtarzałam jak maszyna - wy je weźcie. Dzidzia będzie miała gdzie się bawić.
-Ja mam propozycję... - powiedział cicho Liam - moi rodzice znają kilku profesorów z London Universyty i maja państwo propozycję wykładów i zostać tam na stałe wykładowcami. Kupili już dla państwa tez mieszkanie, tuz przy budynku uczelni, z pięknym laboratorium na górze i szklarnią.... Niedaleko jest szkoła.... a ja z Lizzy weźmiemy sobie mieszkanko w kamienicy - uśmiechał się.
-To genialne... - westchnęliśmy wszyscy. Liam, może i jest cichy, ale jak coś powie to robi piorunujące wrażenie.
Niestety nasz wyjazd nie mógł trwać wiecznie. Po powrocie do Londynu, od razu poszłam do Lexi. Posiedziałyśmy chwilę, pogadałyśmy, a ja pogłaskałam fasolkę - na razie jeszcze przez brzuszek. Te wszystkie nerwy kosztowały mnie tyle, że kupiłam sobie elektryka. Nie elektryka - znaczy majstra, a elektronicznego papierosa. Jednak to rozmowa z Harrym, jak i kilka rozmów z Lexi uświadomiły mi ich ciężkie położenie. Najpierw spotkałam się z Lexi, a z jej perspektywy, to wszystko było już przeszłością, z marna szansą na odbudowanie. Gdy za pierwszym razem do niej weszłam, wyglądała kropnie. Potargana, blondynka, siedząca w piżamie w otoczeniu bałaganu.
-Lexi, przyda Ci się porządek.....
-Wiem Liz, dzięki za radę - uśmiechnęła się blado - ale na razie nie mam siły na to. Chce być dobrą mama
dla fasolki, a przede wszystkim autorytetem, więc zmieniam swoje życie.
-Daj pomogę Ci z tą graciarnią.
-Nie trzeba...- odparła i już wstawała do pracy.
-Siedź głupia! zmęczona jesteś, ja sprzątnę, ty opowiadaj co tutaj, i jak z Harrym.
-Koniecznie...?
-Na 100%...
-Wiesz Liz. Pogodziłam się z Zayn'em. Strasznie o mnie dba teraz. Jak nie on....Jednak, myśli, że jeśli straciłam Harrego to on wróci do łask... Nie, to się nigdy nie stanie... -szeptała, gdy ja układałam szkice na jej biurku, z masa gazet i różnych książek.
-A co z Niall'em? - spytałam wynosząc miski.
-Dobrze, to w końcu mój przyjaciel! - uśmiechnęła się - Dobrze, że był przy mnie... a jak z mamą?
-Dobrze... Nawet lepiej niż dobrze.... Mimo że przeżyła piekło, jest teraz... szczęśliwa....
-Bardzo się cieszę... - powiedziała Lexi i przytuliła mnie. Boże! Potrząśnijcie mną! Lexi Clarke, sama z nieprzymuszonej woli, mnie przytuliła i pociesza! Teraz wiem już na pewno, że ta dziewczyna będzie świetną matka, dla swojej fasoleczki...
-A Lexi, jak przeczuwasz... to chłopiec czy dziewczynka? - spytałam, kończąc sprzątać.
-Chyba chłopiec... wdał się w Harrego... będzie miał jego dołeczki...
-Urocze, te chce takie słodkie!- zaśmiałam się.
-Paskuda z Ciebie! -pokazała mi język, kiedy się śmiała - Jak będzie Cię mdliło w trakcie jak mnie, to ci się odechce!
Po rozmowie z Lex, zostawiłam ja i pojechałam do Harrego. Tu również królował bałagan, lecz w środku zastałam nowego-Harrego, a nie starego-Harrego. Nowy-Harry myślał tylko o Lexi, dziecku i by udało im się być rodziną. Nie interesował go już świat muzyki, dziewczyny i inne pierdoły zajmujące na chwilę. myślał, jak dorosły facet, wliczając w to, to, że nie myślał o sprzątaniu...
-Harry Brudzie Styles, na razie zamiast myśleć, o powrocie do lex pomógłbyś mi ze sprzątaniem tego chlewu! - krzyknęłam na niego.
-Oj wiesz Lizzy, że mi on nie przeszkadza, ale moje życie bez Lex... To jak seks bez orgazmu, jak świeca bez ognia, jak studnia bez wody. Zbędna rzecz....
-Mędrukjesz, a chwyciłbyś za szmatę i wytarł ta zaschnięta Colę tam - pokazałam zmiotką kierunek, wielkiej plamy.
-Tak jest Mamusiu! -uśmiechnął się - Liam jest tatuśkiem, ale ty go ustawisz do pionu jak trzeba, Mamuśka!
-Liam'a nie trzeba ustawiać do pionu z całej waszej piątki!
-Oj, nie znasz go widać dobrze ... - uśmiechnął się nieco infernalnie- Cicha woda brzegi rwie... - powiedział to tak jakby zła wróżbę. Na szczęście głupim gadaniem pana Harrego Styles'a nie muszę się przejmować. Gada tak, bo nie układa mu się związek.
A z Li... hmmmm.... moje życie było raczej jak seks z pięciokrotnym półtoragodzinnym orgazmem na jeden stosunek, jak płonąca w wulkanie świeca i jak studnia w rowie Mariańskim
akurat po tych wizytach wróciłam do naszego mieszkania, w którym mieszkamy już razem tuż po powrocie z Florydy. Wchodząc odebrałam pocztę. wśród listów walało się serduszko. Ahh ten mój słodziak... Po co mi je wkładał do listów. Od progu w mieszkaniu roznosił się cudowny zapach słodkich placuszków. ale mnie rozpieszcza... Byleby nie przesadził, bo się będę toczyła i tylko dźwigiem mnie przenieść, będzie można...
-Kochanie, nie musiałeś gotować, ja miałam gotować. Rozpieszczasz mnie....
-Oj takie śliczne łapki nie mogą gotować. Idź je umyć i wracaj do kuchni jeść.
Li nie umiał dużo gotować. Prawie nic. Więc jedliśmy na kolację spaghetti. Uroczo i smacznie.
-jak minął dzień kochanie.
-Uff ciężko. Wiesz i Lexi i Harry są załamani. a syf mieli taki, że....
-Sprzątnęłaś, prawda?
-No tak Li...
-Wiesz Lizzy, że nie możesz się przemęczać. Jesteś teraz bardzo wyniszczona. Tymi stresami, szybkim trybem życia. Spokojnie Kochanie - pocałował mnie w czoło.
Po kolacji razem sprzątneliśmy. Liam włączył cichą nastrojową muzykę. Zaczęliśmy razem tańczyć. Jego ręce wędrowały po moim ciele, a moje po jego Delikatnie zdjął mi bluzkę, a ja jemu rozpięłam rozporek. Teraz on męczył się z moim, a ja zdzierałam z niego podkoszulkę. Już tylko sama bielizna... Najpierw jedno ramiączko od stanika, potem drugie i jego już nie ma.... Majtki znikły szybciej niż reszta. Liam wszedł we mnie od tyłu. Zajęczałam. Zrzucił wazon ze stołu.
Położył się, a ja weszłam na niego. Robiliśmy to na jeźdźca długo i mocno. Na koniec czekał mnie nieziemski orgazm. Boże ten chłopak ma tyle pary. Nagle usłyszeliśmy huk. Nadzy, po orgaźmie pobiegliśmy zobaczy co się stało. Nie wiadomo dlaczego otworzyło się okno w sypialni. Pozbieraliśmy rozrzucone rzeczy, które stały na parapecie.
-Kochanie pójdę wziąć tabletkę...
-Dobrze, czekam w łóżeczku - posłał mi buziaczka.
Gdy przechodziłam przez przedpokój moją uwagę przykuło nasze stare rodzinne zdjęcie. rzeczywiście, mama już nie jest tą samą kobietą. Postałam tam chwile i poszłam dalej. Co ja miałam zrobić w kuchni? Nie ważne, zdjęcie mnie lekko dobiło... ale dobrze, że mama żyje. Napiję się wody i pójdę spać...
*****Dwa dni później*****
Minęły 2 dni.. Dwa dni pełne seksu i życia z Liamem w biegu.
~Czy jest mi dobrze? - Genialnie~Czy Kocham Liama? - Bardzo.
~Czy Kocha on Holly? - Chyba nie...
~Czy jestem blisko z Lexi? - Jak nigdy.
Codziennie przychodzę i do Lexi i do Harrego. Lexi bardzo się zmieniła. Sama bardzo martwię się mamą. Wczoraj ją przewieźli do Londynu. Gdy weszłam do niej był przy niej Ian.
-Oooo moja nowa córcia wchodź - uśmiechał się do mnie.
-Cześć nowy tato - śmiałam się. Nikt by nie powiedział, że ma przed sobą mężczyznę, który kopał złoto pod ziemią w najniebezpieczniejszej pracy, wiele razy ciężko chorował, a teraz żyje, jakby był na wczasach w Egipcie na tydzień niż 15 lat w niewoli.
-Już rzygam waszymi pieszczotkowymi gadkami - skrzywiła się i zaśmiała mama.
-Ojej mamo...
-Dobrze dziewczyny, że się przekomarzacie, ale czemu nie ma Liama?
-O kurczę chciał przyjść, a nie mógł. Okno nam w domu wypadło i naprawia dzisiaj. Złota rączka, choć gotuje trzy potrawy na krzyż.
-Hahaha to zupełnie jak Ian - mama targała swojego męża za włosy.
-A jak dzidzia?
-Aaaa mamy dla ciebie wieści. Córeczka będzie miała na imię Caroline. a nasze nowe mieszkanko jest genialne. a laboratorium ze szklarnią na dachu jest spełnieniem naszych marzeń.
-Ciesze się..
Posiedzieliśmy jeszcze chwile i poszłam do domu. Trochę mnie mdli. chyba nie należy jeść kurczaka na ostro na śniadanie... Ale gdy weszłam do domu zastałam piękne okna.
-Kochanie miałeś wymienić jedno okno, a wymieniłeś wszystkie?
-Tak Skarbie. Dla nas - pocałował mnie - wynająłem fachowców i wstawiłem pancerne szyby. Okna wystylizowaliśmy na wiktoriańskie.
-Jest przepięknie....
-Ale tylko wtedy, gdy jesteś w domu Lizzy...
*****Miesiąc później*****
Minął miesiąc. wszystko byłoby cudownie gdyby nie te mdłości i bóle. Uff jak jakaś starucha. a te napady głodowe. jeszcze chwila i zamiast mojej normalnej wagi, to waga będzie się pode mną łamała.
~Czy serduszka wciąż przychodzą? -Wciąż.
~Czy jest mi dobrze z Liam'em? -Najlepiej.
~Czy mama i Ian są szczęśliwi? -Bardzo.
~jak Lexi i Harry? - Trudno powiedzieć. Ale moim zdaniem zbliżyli się do siebie.
Tego dnia obudziłam się rano obolała. li spał sobie słodko. klepnęłam go.
-Kochanie zrób mi masaż pleców, bo mnie napierdalają jak szalone.
-Ojej Lizzy jest 4:22, ale jak chcesz to Ci zrobię.
zrobił swój nieziemski masaż. Gdy skończył zapytał się mnie:
-Możemy już spać?
-Nie, zjadłabym coś... Najlepiej babeczki... z czekolada i malinami i ananasem, a po nich łososia, takiego z rusztu....
-Szalona jesteś, lepiej pójdź spać...-ziewnął Liam i się ułożył w pozycji embrionalnej.
-Ty śpij łajzo, a ja sobie zrobię jedzonko...
Rzeczywiście weszłam do kuchni i zaczęłam sobie robić jedzonko. gdy upiekłam babeczki zjadłam całą tacę. Okrągłe 30 babeczek... potem ugrillowałam sobie łososia...pachniał tak nieziemsko...też go zjadłam. Miałam teraz ochotę pójść spać. wzięłam sobie jeszcze kromkę chleba z nutellą do wyrka i poszłam spać. Obudziłam się o 11... Boże jak mi się rzygać chce! łakomstwo ukarane... Który dzisiaj tak w ogóle... O Kurwa dzień okresu! Czy mam podpaski i tampony. Lekarz wspominał, że przez stres i inne takie powinnam się oszczędzać, a przez najbliższy czas mogę nie mieć okresu. Jednak lepiej być przygotowaną... Wyśle Liama po zapas do sklepu. zapomniałam się pochwalić! Li zrobił nam nieduży ogródek na balkonie. Rosną tam głównie zioła i mam krzaczek z dyniami. Obłędnie tam pachnie. Po wyszykowaniu się poszłam podlać roślinki, a potem do Lex. Gdy podjeżdżałam, zobaczyłam, że Harry idzie z Lexi. Obok, ale rozmawiają... Towarzyszył im Niall. chyba był mediatorem w tym sporze. Chyba o fasolce dyskutują, sądząc po minach.... Odczekałam, aż Harry pójdzie. Nastąpiło to po około 10 minutach. wtedy wyszłam z auta i poszłam do Lex i Niall'a. dziewczyna stała na ulicy i oglądała się za Harrym dyskretnie. Ohh kocha go... Jest tak nieszczęśliwa. Ja na jej miejscu wybaczyła bym mu....
-Hej Lexi, Hej Niall, chodźmy wejdziemy na górę - objęłam ją jak matka.
-Dzięki, chodźmy - powiedziała drżącym głosem Lexi ostatni raz się oglądając...
*****Dwa miesiące później*****
-Hahaha to zupełnie jak Ian - mama targała swojego męża za włosy.
-A jak dzidzia?
-Aaaa mamy dla ciebie wieści. Córeczka będzie miała na imię Caroline. a nasze nowe mieszkanko jest genialne. a laboratorium ze szklarnią na dachu jest spełnieniem naszych marzeń.
-Ciesze się..
Posiedzieliśmy jeszcze chwile i poszłam do domu. Trochę mnie mdli. chyba nie należy jeść kurczaka na ostro na śniadanie... Ale gdy weszłam do domu zastałam piękne okna.
-Kochanie miałeś wymienić jedno okno, a wymieniłeś wszystkie?
-Tak Skarbie. Dla nas - pocałował mnie - wynająłem fachowców i wstawiłem pancerne szyby. Okna wystylizowaliśmy na wiktoriańskie.
-Jest przepięknie....
-Ale tylko wtedy, gdy jesteś w domu Lizzy...
*****Miesiąc później*****
Minął miesiąc. wszystko byłoby cudownie gdyby nie te mdłości i bóle. Uff jak jakaś starucha. a te napady głodowe. jeszcze chwila i zamiast mojej normalnej wagi, to waga będzie się pode mną łamała.
~Czy serduszka wciąż przychodzą? -Wciąż.
~Czy jest mi dobrze z Liam'em? -Najlepiej.
~Czy mama i Ian są szczęśliwi? -Bardzo.
~jak Lexi i Harry? - Trudno powiedzieć. Ale moim zdaniem zbliżyli się do siebie.
Tego dnia obudziłam się rano obolała. li spał sobie słodko. klepnęłam go.
-Kochanie zrób mi masaż pleców, bo mnie napierdalają jak szalone.
-Ojej Lizzy jest 4:22, ale jak chcesz to Ci zrobię.
zrobił swój nieziemski masaż. Gdy skończył zapytał się mnie:
-Możemy już spać?
-Nie, zjadłabym coś... Najlepiej babeczki... z czekolada i malinami i ananasem, a po nich łososia, takiego z rusztu....
-Szalona jesteś, lepiej pójdź spać...-ziewnął Liam i się ułożył w pozycji embrionalnej.
-Ty śpij łajzo, a ja sobie zrobię jedzonko...
Rzeczywiście weszłam do kuchni i zaczęłam sobie robić jedzonko. gdy upiekłam babeczki zjadłam całą tacę. Okrągłe 30 babeczek... potem ugrillowałam sobie łososia...pachniał tak nieziemsko...też go zjadłam. Miałam teraz ochotę pójść spać. wzięłam sobie jeszcze kromkę chleba z nutellą do wyrka i poszłam spać. Obudziłam się o 11... Boże jak mi się rzygać chce! łakomstwo ukarane... Który dzisiaj tak w ogóle... O Kurwa dzień okresu! Czy mam podpaski i tampony. Lekarz wspominał, że przez stres i inne takie powinnam się oszczędzać, a przez najbliższy czas mogę nie mieć okresu. Jednak lepiej być przygotowaną... Wyśle Liama po zapas do sklepu. zapomniałam się pochwalić! Li zrobił nam nieduży ogródek na balkonie. Rosną tam głównie zioła i mam krzaczek z dyniami. Obłędnie tam pachnie. Po wyszykowaniu się poszłam podlać roślinki, a potem do Lex. Gdy podjeżdżałam, zobaczyłam, że Harry idzie z Lexi. Obok, ale rozmawiają... Towarzyszył im Niall. chyba był mediatorem w tym sporze. Chyba o fasolce dyskutują, sądząc po minach.... Odczekałam, aż Harry pójdzie. Nastąpiło to po około 10 minutach. wtedy wyszłam z auta i poszłam do Lex i Niall'a. dziewczyna stała na ulicy i oglądała się za Harrym dyskretnie. Ohh kocha go... Jest tak nieszczęśliwa. Ja na jej miejscu wybaczyła bym mu....
-Hej Lexi, Hej Niall, chodźmy wejdziemy na górę - objęłam ją jak matka.
-Dzięki, chodźmy - powiedziała drżącym głosem Lexi ostatni raz się oglądając...
*****Dwa miesiące później*****
Minęły już dwa miesiące...jak szybko....
~Czy serduszka wciąż przychodzą? -wciąż. Mogłabym nimi palić w kotłowni kamienicy, a wciąż by ich było. Mam wrażenie, że nie są dla mnie, a dla Liam'a... Ma kogoś?
~Czy bóle są? -I bóle i nudności, i napady głodu... Już tym wszystkim rzygać się chce...
~Jak Lexi i Harry? Coraz lepiej, jednak dalej oddzielnie...
~Czy jestem szczęśliwa? -Pewnie, nie oddałabym swojego życia za wszystkie skarby świata!
dziś jak co tydzień wyszliśmy całą paczką do kręgielni. Fajnie się bawimy i niezła zabawa.... Tylko te moje bóle. Mam wrażenie, że cycki mi urosły, ale to chyba od tych nudności mam omamy...
-Hej Lizzy, co taka niemrawa? - spytał Zayn z troską. W tym momencie widziałam kątem oka, że oczy Liam'a zapłonęły. Wciąż zazdrosny..
-Nic, ale Lexi pójdziesz ze mną do łazienki? -spytałam blada.
-Jasne Lizzy....
Tuż po wejściu rzuciłam jej moją torebkę i wbiegłam do kabiny. O kurwa puścić pawia w miejscu publicznym... Jaki wstyd.... wyszłam umierająca z kabiny.
-Nic Ci nie jest? - spytała się z troską Lexi.
-Nie, nic, ale możesz mi przynieść Colę i kawałek pizzy z serem?
-J-j-jasne..- odparła zdziwiona.
-Po chwili wróciła jeszcze z jakimś małym pudełeczkiem.
-Dzięki -powiedziałam jedząc - A to co? -wskazałam na pudełeczko.
-Polowy Test ciążowy. do robienia w miejscach publicznych.
-Jaja sobie robisz, prawda? - spytałam zdziwiona
-Nie, naszczaj to zobaczysz, że jesteś w ciąży. Moja mama miała identyczne objawy na początku.
-Wal się, ale dobra, bo się nie odczepisz - wzięłam test ciążowy i weszłam do kabiny.
Zrobiłam wszystko według instrukcji. Minuta... Nic.... Dwie... Nic....
-Długo jeszcze?- powiedziała Lexi wparowując do kabiny.
Bałam się w środku, że będą 2 kreski - wyrok ciąża. ale przecież zawsze się zabezpieczamy... Nie, pewnie to jakieś wzdęcia czy inne chujostwo.
Po chwili podeszła do mnie Lex z kamienna twarzą. Chyba będą 2...
-Gratuluję jedna... ale teraz musisz się umówić na badania, bo jak to nie jest to, to znaczy, że coś
poważniejszego...
poważniejszego...
-Dobrze mamusiu - przytuliłam ją. Mam nadzieję, że jeśli to choroba to wygram z nią, bo mam samych życzliwych ludzi w okół siebie... I muszę żyć... Dla Liama, dla mamy i dla niej...Dla małej, zagubionej Lex z fasolka w brzuszku....
piątek, 31 maja 2013
Rozdział 33
WAŻNE!
Cześć, tu Lex! Przepraszam, że tyle czekaliście. Dodałabym parę dni wcześniej, ale byłam na wycieczce i niestety nie miałam dostępu do komputera, ale mam nadzieję, że się spodoba.
- Chciałam ogłosić, że zrobiłam zwiastun do bloga. Tak wiem, rychło w czas, ale jest. ----> http://www.youtube.com/watch?v=pkSVhQXZHwE
- Rozdział jest napisany w trochę innym stylu niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, ze się spodoba.
- Komentujcie oczywiście jeśli wam się podoba. Serio, wystarczy, że napiszecie w komentarzu "x" a nam to starczy. Chcemy po prostu widzieć ile was jest i ile osób czyta.
- Kontakt z nami jest na górze w pasku, więc już nie będziemy przy każdym rozdziale tego pisały, ale jeśli macie jakieś pytania do bohaterów to piszcie do nas!
Oczami Lexi
~muzyka~
Po wizycie w nasz..jego mieszkaniu, od razu pojechałam do domu rodziców. Opanowałam płacz i uspokoiłam się. Zapukałam dwa razy do drzwi i po chwili otworzyła mi mama.
- Cześć, skarbie. A co ty tu robisz? - spytała przytulając mnie na powitanie.
- Cześć.. No przyszłam. - uśmiechnęłam się blado.
- No..dobrze, siadaj sobie. Chcesz coś do picia?
- Daj mi cole. - odpowiedziałam. - A gdzie tata?
- Niedługo ma być, bo pojechał coś załatwić.
Przez chwilę się nie odzywałam tylko wpatrywałam się w mamę która krzątała się po kuchni.
- Mów co się stało. - rzuciła.
- Byłaby możliwość żebym znowu tu zamieszkała?
- Słucham? Lexi co...- nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- Harry mnie zdradził.
- Nie...- powiedziała z niedowierzaniem.
Znowu nie wytrzymałam i się rozpłakałam. - Boże Lex ale ty się miękkie serduszko zrobiłaś.. - dowaliła moja podświadomość.
- Kochanie..- podeszła do mnie mama i przytuliła. - Jesteś pewna?
- Tak... Chris go widział.
- Przecież to taki dobry chłopak.. - mówiła bardziej do siebie niż do mnie. - Lex nie możesz się teraz denerwować, dziecko...- znowu jej przerwałam i nie dokończyła.
- Przestańcie z tym dzieckiem! - krzyknęłam, wstają momentalnie.
- Uspokój się. - mama też podniosła głos.
- Nie! Mam dosyć, każdy tylko interesuję się dzieckiem, które może się nawet nie narodzić, albo trafi w inne ręce!
- Co ty mówisz Lexi?!
dodałam.
- Masz kochanie.. - podeszła do mnie i otarła kciukiem moje łzy. - Teraz już nie jesteś sama.. Żyjesz dla niej lub dla niego.
- Ja mu zepsuje życie mamo..
- Nie zepsujesz skarbie. Jestem pewna, że będziesz najlepszą matką na świecie, wierze w ciebie córeczko. - pocałowała mnie w czoło. - A czasu nie cofniesz.. Holly już nie ma, musisz żyć dalej. Wiesz, że Holly zawsze cie wspierała i chciała żebyś spełniała swoje marzenia.
- Teraz mam jedno marzenie.. - szepnęłam.
- Jakie?
- Żeby ona tu weszła, przytuliła mnie i powiedziała "zbierz dupę i nie martw się, jutro będzie gorzej i nie płacz głupia".. Tak mi tego brakuje....
- Wiem kochanie, wiem...
- Nie wiesz mamo. Wszystko już zaczęło się układać, zawsze się coś działo, ale nie na taką skalę. Jak oni mogli mi ją zabrać? - pociągnęłam nosem.
- Wiem, że nikt Ci jej nie zastąpi, ale pomyśl, że za 9 miesięcy może urodzić się dzidziuś dla którego będziesz musiała żyć, będziesz spełniała jego marzenia jako matka i marzenia Holly możesz przełożyć na
swoje dziecko, to w jakimś sensie może Ci pomóc.
- Ja nie chcę mieć tego dziecka..Bynajmniej nie ja będę go wychowywała.
- Lexi.. - wciągnęła powietrze mama. - Przemyśl to dobrze..
- Przemyślałam.. - rzuciłam i otarłam łzy.
Zamieniłyśmy jeszcze parę zdań i poszłam do swojego starego pokoju. Nic się nie zmieniło, chociaż jedna rzecz. Było bardzo czysto. Położyłam torby na łóżku i podeszłam do biurka na którym leżał mój zeszyt do szkicowania. Nad biurkiem wisiała tablica korkowa i jakieś bzdury, a jednak nie takie bzdury..Było tam też zdjęcie moje i Holly..
- Idiotko przestań.. - powiedziałam sama do siebie.
Wiecie co? Pierwszy raz patrząc na nasze zdjęcie nie rozpłakałam się. Tak, jestem z siebie dumna. Wiem, że ona nie wróci i to boli jak cholera, ale nic na to nie poradzę. Zawsze będę o niej pamiętała, ale nie mogę wciąż ryczeń na myśl o niej. Życie toczy się dalej. Fakt, że była dla mnie wszystkim nie zmienia tego, że muszę zacząć normalnie funkcjonować. Dla siebie, rodziców i dla fasolki.. Tak, fasolka. I co ja mam z tobą zrobić fasolko? Tatuś nas zostawił, więc teraz jesteśmy same.
Zrzuciłam rzeczy z łóżka i położyłam się na nim. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam przeglądać kontakty i znalazłam czego szukałam, Lizzy. Kliknęłam na numer i przyłożyłam sobie słuchawkę do ucha. Jeden sygnał..Drugi..Trz...O odebrała!
- Halo? - odezwała się.
Mnie zamurowało, sama nie wiedziałam co powiedzieć, więc słowa same wychodziły z moich ust.
- Dupek..zdradził mnie.
- Lex, zaraz bedę. Pogotowie damskich złamanych serc, jedzie z ciężkim wyposażeniem.
- Czekam.. - powiedziałam lekko rozbawiona, ale za tym pociągnął się szloch.
Tak, właśnie to zrobiłam. Ja Lexi Clarke zadzwoniłam sama z siebie do dziewczyny której przez ostatni czas nienawidziłam. Ludzie się zmieniają? Może po prostu ją polubiłam? Jest na prawdę w porządku..
Minęła chwila, a drzwi do mojego pokoju lekko się uchyliły, a zza nich wyłoniła się Lizzy.
- Hej. - odezwała się niepewnie.
- Cześć, wchodź.
- No więc mam, lody i czekoladę. - uśmiechnęła się.
- Dzięki, kochana jesteś. - zaśmiałam się.
- Jak się czujesz?
- Cenzuralnie czy nie? - zapytałam.
- Jak chcesz.
- Chujowo.
- Nie dziwię się.. - usiadła koło mnie. - Jak się dowiedziałaś?
- Mój przyjaciel, Chris. Był w klubie i go widział.. Z resztą nie ważne skąd, obawiam się gdyby nie on to w ogóle bym się o tym nie dowiedziała..
- Fakt zachował się jak dupek.. - nie dokończyła bo jej przerwałam.
- Frajer, dzieciak, chuj, debil, złamas, pajac... - zaczęłam wymieniać.
Dziewczyna się zaśmiała, a ja za nią. Ale zaraz powrócił mój wcześniejszy zwalony humor i chciało mi się płakać.
- Chodź. - Lizzy wyciągnęła do mnie ręce i się w nią wtuliłam ponownie płacząc.
- Nie no, z jednej strony go nienawidzę i mam ochotę mu rozjebać łeb, a z drugiej go kocham i chce żeby było normalnie. - powiedziałam.
- A nie może być w jakimś stopniu przynajmniej normalnie?
- A ty byś wybaczyła Liamowi, gdyby zrobił coś takiego? - zapytałam patrząc na nią. - Wiem, że on by tego nie zrobił, ale daję przykład.
- Wściekłabym się bardzo, ale jest dla mnie bardzo ważny, więc chyba dałabym mu szansę..- przerwała na chwilę. - Chociaż tak na prawdę mówić jest łatwo, gorzej w praktyce.
- Dokładnie..
- Ej.. Uśmiechnij się, jutro może być gorzej. - zaśmiała się.
- Powiedziała jak Holly. - popatrzyłam jej prosto w oczy.
- I tak nikt Ci jej nie zastąpi, wiem o tym.. Ale mam nadzieję, że w jakimś stopniu ufasz mi i możesz na mnie liczyć.
- Gdyby tak nie było, nie zadzwoniłabym do ciebie. - uśmiechnęłam się przez łzy, a ona mi je otarła.
- Jeśli potrzebujesz, to wypłacz się, to pomaga, ale nie powinnaś się denerwować.
- Błagam, nie zaczynaj o dziecku, już moja mama to zrobiła.
- Nic nie mówię. - udawała, że zasuwa usta.
- To masz te lody? - zagadałam.
- A tak! - wstała i wyjęła je z reklamówki.
- Pójdę po łyżeczki. - rzuciłam.
Zeszłam na dół i zamieniłam parę słów z mamą, po czym wróciłam do Lizzy. Usiadłyśmy na łóżku, gadając i zajadając się lodami. W między czasie włączyłyśmy muzykę, wolną i dołującą. Cóż za ironia.. Pewnie chcecie wiedzieć o czym rozmawiałyśmy? Otóż o tym co jest tak na prawdę między Lizzy i Liamem, jak im się spędza czas, co zamierzam zrobić teraz i z dzieckiem i jak to było z Zaynem. Rozmowa się nie kończyła, ale w pewnym momencie ktoś nam przeszkodził. Mama weszła do pokoju.
- Lexi masz gościa. - powiedziała.
- Kto to?
- Harry.
- Niech mi się nawet nie pokazuję na oczy. - podniosłam się z miejsca.
- Lexi, uspokój się. - wstała za mną Lizzy. - Porozmawiajcie na spokojnie.
- Ale..- tym razem to ona mi przerwała.
- Nie ale, powiedziałam Ci , że gdyby Liam zrobił coś takiego to wyjaśniłabym to z nim i pewnie dała mu szansę, ponieważ zależy mi na nim.
- To co innego. - rzuciłam.
- Nie, to jest to samo.
- Ugh...dobra. - odpowiedziałam.
- Więc z nim pogadaj a ja poczekam w salonie, powodzenia. - uścisnęła mnie.
Ponownie zła i roztrzęsiona wróciłam na miejsce i czekałam, aż mój "kochany Harry" wejdzie. Nie musiałam czekać długo, po chwili pojawił się w drzwiach pokoju.
- Mogłeś zadzwonić. - rzuciłam.
- Dobrze wiesz, że nie mogłem bo wyłączyłaś telefon. - odpowiedział od razu.
- Do rzeczy. - warknęłam.
- Możesz wrócić do domu? - spytał.
- Słucham? - parsknęłam śmiechem. - Ty sobie chyba jaja robisz.
- Nie robię sobie żadnych jaj Lexi, wrócić do domu, proszę cię.
- Nie, nigdzie się stąd nie wybieram.
- Czyli tak po prostu to kończysz tak?
- Tak po prostu?! Czy ty się słyszysz Harry?! Zdradziłeś mnie i jestem pewna, że gdyby nie Chris to nawet bym sie o tym nie dowiedziała, a teraz przychodzisz wielce zdziwiony, że nie chcę wrócić do domu? Puknij się w głowę człowieku! - podniosłam głos.
- Chciałem Ci wszystko wyjaśnić, ale ty jak zwykle wiesz wszystko lepiej! - krzyknął.
- Co chciałeś wyjaśnić?! Laska zrobiła Ci loda w łazience, a ty byłeś tak pijany, że nie wiedziałeś co robisz. To nie pij jak nie umiesz nad sobą panować i nie rób ze mnie idiotki.. - powiedziałam już ciszej, a łzy napłynęły mi do oczu.
Dlaczego on się tak zachowuje? Jakby nic się nie stało.. To boli, serio, nie wiem co mam zrobić.
- Przepraszam. Na prawdę, przepraszam. Sam nie wiem jak mogłem do tego dopuścić.. Wcześniej takie coś było..na początku dziennym i.. - nie dokończył bo mu przerwałam.
- I już się nie zmienisz..
- Nie. - rzucił szybko.
- Tak, Harry. Już starczy tego całego zamieszania, koniec tej cholernej szopki i wielkiej miłości.
- Co ty mówisz? - pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To co słyszysz, to koniec.
- A co z dzieckiem? Lexi nie bądź głupia.
- Jeśli je w ogóle urodzę i zatrzymam będziesz się mógł z nim widywać.
Fasolko..Fasolko! Odezwij się... Pomóż mamusi.. Chcesz tatusia? Mamusia go kocha, ale zranił mamusie i jej teraz pęka serduszko. Tatuś też cie kocha i chce byś z nami, ale co ty o tym myślisz? Mamusia się boi..
- Teraz mam tak po prostu wyjść i jakby nigdy nic między nami nie było tak? Tego chcesz?
- Wiesz, że nie chcę, ale tak będzie lepiej.
- Dla kogo lepiej?! Dla ciebie?!
- Tak! Tak będzie lepiej, dla mnie i dla fasolki, a ty wreszcie będziesz mógł zaliczać te swoje dziwki bez opamiętania.
- Dlaczego mi to robisz? - patrzył na nie prawie ze łzami w oczach.
- Nie, Harry.. Dlaczego ty mi to zrobiłeś.. - nie powstrzymałam już łez.
"Scena jak z filmu.. I co na to poradzić? Dwoje ludzi w kryzysie, jest na to recepta? Jeśli tak to nam ją dajcie, wszystko czego nam trzeba."
- Powinniśmy od siebie odpocząć, po jakimś czasie zobaczymy...co z tym zrobić.
- Kochasz mnie jeszcze? - spytał.
- Boję się, że nigdy nie przestanę. - spojrzałam na niego, a on podszedł.
Stanął na przeciwko mnie, odgarnął włosy w lewego ramienia, a ustami zaczął muskać moją szyję, dochodząc do ucha. Zamknęłam oczy..Dlaczego nie mogłoby tak zostać? - Bo jesteś głupia i nie możesz odpuścić, bo jak zwykle musisz postawić na swoim. - odezwała się moja podświadomość. I miała rację..
Poczułam jak całuje miejsce za moim uchem i zaraz powraca do niego.
- Ja ciebie też skarbie. - wyszeptał. - Zawsze będziesz dla mnie wszystkim i mam nadzieję, że wszystko wróci do normy. - mówił dalej, lekko chuchając mi do ucha. - A nawet jeśli nie będę mógł być przy was, nie pozwolę żeby jakiś penis położył na tobie brudne łapy. - oderwał się i spojrzał mi w oczy. - Nie mogę cię do niczego zmuszać..
- Idź już, zanim moje "miękkie serduszko" nie pozwoli Ci wyjść. - powiedziałam.
- Właśnie na to czekam. - kciukiem pogłaskał mnie po policzku i lekko cmoknął w usta.
- Daj nam czas.. Tydzień, dwa.. Nie wiem, po prostu odpocznijmy od siebie..
Chłopak nie odezwał się już ani słowem, tylko cmoknął mnie w policzek i wyszedł.
Tak po prostu mnie ostawił bez cześć ani nic.. To dobrze? Pff.. Oczywiście, że nie dobrze..Cóż, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, dam radę, kurwa nie dam rady! Boże pomóż...
*****Dwa dni później*****
~muzyka~
Minęły 2 dni.. Dwa okrągłe dni bez niego.
~Czy ciężko? - Jak cholera.
~Czy boli? - Jeszcze mocniej.
~Czy kochasz? - Wciąż tak samo.
~Czy tęsknisz? - Jak nigdy.
Codziennie przychodzi do mnie Lizzy i dotrzymuje mi towarzystwa. Po rozmowie z Harrym, kiedy już wychodziła ode mnie, zadzwonili do niej z fundacji poszukujących zaginionych z Afryki i oznajmili, że jej matka została znaleziona, ale niestety jest w słabym stanie. Lizzy bardzo to przeżyła, ale nie mogła nic zrobić, ponieważ jej mama została przewieziona do Ameryki na jakiś czas, dopiero później zostanie
przetransportowana do Londynu jest wszystko będzie w porządku. Cieszę się, zaczyna jej się wszystko układać. Przez ten czas który razem spędzałyśmy, bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Za każdym razem mamy o czym gadać i opowiadamy sobie, swoje historie i tym samym poznajemy siebie. Moim częstym gościem był również Niall. Siedział ze mną jak ja mu płakałam w ramiona, pocieszał i mówił, że się ułoży. Dziękowałam Bogu, że mam takich ludzi przy sobie. Tak na prawdę to przez moją własną głupotę teraz cierpię.. Jestem na tyle uparta i zawzięta, że ta "nijaka" zdrada by przeminęła z wiatrem. Przykro mi, ja nie jestem z tym, którym to lata koło chuja. O takich rzeczach ciężko zapomnieć..
****Miesiąc później****
~Ojejuuuuu.. Minął już miesiąc.
~Co robię? - Chodzę do szkoły, przygotowuję się do matury, został tylko miesiąc.
~Jak się czuję? - Jest lepiej niż na początku, z dzieckiem wszystko dobrze.
~Co z sercem? - Wciąż złamane na tysiące kawałków.
~Gdzie mieszkam? - Cały czas z rodzicami.
~Czy utrzymuję kontakt z Harrym? - Oczywiście, siedzę z nim razem w ławce.
~ Jak on się zachowuje? - Ciągle patrzy na mnie tymi swoimi zielonymi oczkami z pożądaniem i nadzieją, lecz do niczego więcej się nie dopuszcza.
~Boli? - Bardzo boli, jeżeli wiem, że jest tak blisko, a nie mogę go przytulić, bo wtedy wszystko mu wybaczę.
~Jak zachowuje się Zayn? - Po moim zerwaniu z Harry, jego nadzieję się odnowiły. Próbuję wciąż być przy mnie, to miłe, bo lubię spędzać z nim czas.
~Czy wciąż nazywam dzidziusia, fasolką? - Oczywiście, uwielbiam tak ją określać.
Wszystko co się stało przez ten czas było ciężkie. Zaczynając od ponownego chodzenia do szkoły. Musiałam zacząć, ponieważ tak jak wcześniej wspominałam, za miesiąc matura. Miejsca w ławce również nie zmieniłam, siedzę razem z Harry. Normalnie rozmawiamy, zawsze się pyta jak się czuję, czy niczego mi nie potrzeba i ogólnie martwi się. A to jest bardzo miłe i słodkie. Co do Zayna.. Tak, spędzam z nim czas,
ponieważ jest miło. Ostatnio poszliśmy do sklepu dziecięcego,a on jak prawdziwy i przykładny tatuś wybierał już rzeczy dla fasolki. A właśnie, fasolka! Mimo, ze minął miesiąc ja ją pokochałam. Tyle czasu wystarczyło żebym się do niej przyzwyczaiła i zaakceptowała.
****Dwa miesiące później****
~Jak jest? - Coraz lepiej, zaczynam żyć normalnie.
~Jak mi poszła matura? - Myślę, że dobrze i tak czuję. Bardzo się przyłożyłam do zaliczenia jej, bo chcę mieć dobry zawód żeby zapewnić mojemu dziecku wszystko co najlepsze.
~Jak z Harrym? - Wciąż tak samo, bez zmian.
~Co z Zaynem? - Wciąż jesteśmy na tym samym etapie którym byliśmy, ostatnio nawet mnie pocałował, lecz nic to nie zmieniło.
~Jak moje relacje z Lizzy? - Minęły już 3 miesiące, a ona wciąż jest przy mnie. Z ręką na sercu mogę o niej powiedzieć, że jest moją przyjaciółką. Może jeszcze nie tak bliską jaką była Holly, ale jest na dobrej drodze. Ufam jej i uwielbiam ją.
~Czy Lizzy jest z Liamem? - Tak! Wreszcie są oficjalnie razem! Uwielbiam ich jako parę, są słodcy i pasują do siebie jak nikt inny.
~Czy Liam widzi w niej Holly? - Na początku tak było, ale teraz widzę, że nie kocha jej bo tęskni za Holly, tylko wiem, że kocha Lizzy za to jaka ONA jest.
~Czy tęsknię za Holly? - Oczywiście, wciąż jest na pierw..drugim miejscu w moim życiu.
~Co jest na pierwszym miejscu w moim życiu? - Moja kochana fasolka. Kocham ją i wiem, że będziemy szczęśliwe.
~Czy Niall wciąż mnie wspiera? - Jasne, że tak. Jest moim najlepszym przyjacielem. To z nim najlepiej się
dogaduję, pod każdym względem. Kocham go, oczywiście jako przyjaciela wiem, że on mnie też. Uwielbiamy spędzać ze sobą czas.
A! Zapomniałam wam się pochwalić! Przefarbowałam się na Blond! Co wy na to? Tak, wiem. Dziwnie, zawsze Lexi Clarke była znana z kolorowych włosów, ale przez te trzy miesiące dorosłam i chce stać się autorytetem i przykładem prawdziwej matki dla fasolki.
Właśnie dziś mamy wyjść całą siódemką, albo ósemką, jeśli licząc fasolkę to parku rozrywki który niedawno powstał. Nie mieliśmy okazji jeszcze tam zajrzeć. Właśnie weszłam do łazienki i szybko się ogarnęłam. Wyprostowałam włosy i zrobiłam przedziałek na prosto jak to ostatnio miałam w zwyczaju, umalowałam się, robiąc sobie lekkie kreski i zeszłam na dół. Zastałam tam mamę siedzącą na kanapie w salonie.
- Gdzie idziesz kochanie? - zapytała, a ja usiadłam koło niej.
- Mamy iść całą paczką do tego parku rozrywki co go ostatnio wybudowali.
- Aaa, no coś mi się obiło o uszy. - spojrzała na telewizor, a zaraz znowu na mnie. - A co tam u naszego maluszka? - położyła rękę na moim trochę już wystającym brzuchu.
- Ma chillout. - zaśmiałam się.
- Chillout? - zapytała mama.
- Relax i w ogóle taki luzik. Musisz żyć na czasie mamo. - przytuliłam ją.
Nie minęło dużo czasu, a przyjechał po mnie Niall i pojechaliśmy pod park, gdzie wszyscy mięliśmy się spotkać. Tak oczywiście było. Już całą reszta czekała. Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się w ich kierunku.
- Witamy mamusię! - krzyknęła Lizzy i mnie przytuliła.
- No hej hej. - przytuliłam wszystkich po kolei.
- Dobra, to na co idziemy? - zapytał Louis.
- Może kolejka górska? - rzucił Liam, stojący przy mojej przyjaciółce.
- To GO! - krzyknęła Lizzy z Niallem jednocześnie.
Poszliśmy do kas, kolejka była masakrycznie długa, więc stwierdziłam, że pójdę gdzieś usiąść, bo i tak nie miałam zamiaru iść na kolejkę. Chciałam już odejść, ale Harry oświadczył, że idzie ze mną, więc we dwoje poszliśmy do baru który znajdował się na terenie parku. Usiedliśmy na przeciwko siebie i zamówiliśmy po coli z lodem.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Harry, widzimy się codziennie i cały czas o to pytasz. - zaśmiałam się.
- Po prostu się martwię.
- Dobrze, ale serio nie ma potrzeby bo jest wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się.
- Byłaś u lekarza?
- Co miesiąc chodzę i teraz idę za dwa dni. - zapadła cisza.
- Mogę iść z tobą? - spytał.
- Tak, jasne. I jeśli zechcemy, lekarz może sprawdzić płeć fasolki. - dodałam.
- Jeśli "my" zechcemy? - dopytał zdziwiony.
- No..tak. Przecież to też twoje dziecko, więc takie decyzje podejmuję się razem...Tak mi się wydaję.
- Cieszę się. - tym razem to on się uśmiechnął. - Przytulisz się do mnie? -spytał po chwili.
Nic mu nie odpowiedziałam, tylko wstałam z miejsca i usiadłam mu na kolanach. Mocno się w niego wtuliłam. Boże, jak ja za tym tęskniłam. Te jego perfumy które kochałam od zawsze. Chłopak pocałował mnie w czoło i jeszcze mocniej do siebie przycisnął.
- Tęsknisz za tym co było? - zapytał.
- Pytasz się o rzeczy oczywiste. - rzuciłam zerkając na niego.
- Chciałbym żeby..- zaczął, ale ja my przerwałam.
- Cśśśś.. - uciszyłam go. - Kocham Cię.. - dodałam łapiąc go za rękę.
- Popatrz na mnie. - powiedział.
- Nie. - odpowiedziałam szybko.
- Dlaczego?
- Bo się rozpłaczę.
- Nie będziesz więcej płakała. - mówił, ściskając mnie. - Będziemy razem, obiecuję. - przerwał ponownie. - Bardzo cie kocham. - dopowiedział zakładając włosy za moje ucho.
niedziela, 19 maja 2013
Rozdział 32 [18+]
Hej tu Lizz. Ahh przepraszam was, że tak dłuuugo, ale rok szkolny powoli się kończy, a ja mam duże plany i duuuuużo popraw na lepsze oceny ;) Tak więc zebrałam się w końcu i napisałam rozdział! CZYTASZ = KOMENTUJ! Kontakt do nas:
Ask Lizzy --------> http://ask.fm/LizzyKolbricht
Twitter Lizzy -------->https://twitter.com/LizzyKolbricht
Ask Verosiema -------->http://ask.fm/verosiema
Twitter Verosiema -------->https://twitter.com/verosiema
proszę o zadawanie pytań w komentarzach :*
-Jesteś panno Kolbricht! Dawaj hajs...
-Amanda, masz te swoje pieniądze - powiedziałam z pokerowa twarzą, choć w środku cała dygotałam - Jaką mam gwarancję, że są bezpieczni?
-Sraką - warknęła przeliczając pieniądze- jak biznes to biznes. Dobra, ja wyślę SMS, do mojego człowieka w szpitalu.
-Chcę zobaczyć, że wysłałaś...
-Masz kretynko - warknęła. Spojrzałam na smartphona. Wysłana wiadomość na numer 66* *** **6: "Nie rób przypadkowej aborcji tej suce, kasa jest". odetchnęłam z ulgą.
-Co zamierzasz teraz zrobić Amanda?
-Londyn stał się za ciasny, jadę dilować do New York. a teraz wypierdalaj, bo się zbierać do wypisu muszę.
Wyszłam, jednak by być pewna, że lex jest bezpieczna złapałam taksówkę i pojechałam do niej. Mimo zapewnień Amandy, nie wierzyłam jej. Serce biło mi jak szalone. Wyskoczyłam z taksówki. Weszłam do szpitala. Jacyś dziwni Ci pacjenci... Nagle gdy dochodziłam do ginekologiczno-położniczego, zobaczyłam coś czego się nie spodziewałam. pielęgniarz złapał drobną blond pielęgniarkę. najpierw chciałam naskoczyć na tego karka, ale po chwili zobaczyłam co jest grane.
-Jesteś aresztowana Susanne Baker, za przeprowadzanie nielegalnych aborcji, sutenerstwo, narkotyki i usiłowanie zabójstwa.
-Jakie zabójstwo -darła się blondyna.
-A to? - powiedział wyjmując strzykawkę z jej fartucha - Komu chciałaś zafundować złoty strzał?
-Nie twój biznes psie! - w tym momencie reszta policjantów się uaktywniła. poschodzili z wózków, zdjęli kitle, wstali z krzeseł. Uff sporo ich jak na jedna pielęgniarkę.
-Hej co się tu dzieje - zagadanęłam karka, który zdejmował fatałaszki pielęgniarza.
-Aaaa to ty. Nic szczególnego, aresztowanie tej babki. zarzuty słyszałaś, wiesz coś o niej? - mruknął
-Niewiele, znam jej współpracownice..
-Słynną An? Gadaj co wiesz, kim ta suka jest!
-Amand...- po czym opowiedziałam mu cała historię co i jak, kim jest Amanda. Po wszystkim poszłam do Lex. Już od wejścia na odział słyszałam, że jest z Harrym. Weszłam do salki.
-Hej nie przeszkadzam?- zagadnęłam.
-Nie wchodź-powiedział Harry ze sztucznym uśmiechem. Oj krucho z nim. choć sama grałam teraz spokojną mimo to w środku bardzo się stresowałam -Co tam? - dodał z przymusu, by wytworzyć konwersacje.
Wzruszyłam tylko ramionami. co miałam powiedzieć, yyy wczoraj poszłam do takiej laski co jest mega niebezpieczna, ona groziła życiem Lex, byłam na randce z Liam'em, dziś dałam tej suce pieniądze, byłam świadkiem aresztowania, jestem cała zestresowana i przestraszona i nieudolnie udaje szczęśliwą z życia młodą dziewczynę. PO PROSTU NORMALKA. Każdy tak ma, nie?
-Przyszłam się upewnić czy nic ci nie zabrakło.- uśmiechnęła się do Lex najspokojniej jak umiałam. O kurde, jak aktorzy robią to tak realistycznie. Choć w sumie maja łatwiej, bo to nie od nich zależy życie ciężarnej przyjaciółki. Rozpędziła się... Przyjaciółki?... Przecież Lex nie dawała mi szans.. ale jednak jest między nami TA więź...
Lexi uspokoiła mnie, że wszystko ma. chyba nie dostrzegła, że się stresuję i automatycznie z troską patrzę się na nią i na brzuszek.
-A z Tobą wszystko dobrze? - spytał Harry. Poznał się, że jestem zdenerwowana? Jak on widzi, to i Lexi też! O cholercia, nie chcę stresować ciężarnej!
-T-t-tak.. jest Okej. Lexi jeśli coś potrzebujesz dzwoń- powiedziałam i ruchem warg powiedziałam ;" w sprawach sercowych też" i puściłam oczko. Przez moment na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech. Ojejku, wyglądała na tak kruchą..- w takim razie, ja wam nie przeszkadzam.
-To poczekaj, mogę Cię podwieźć do domu, bo ja też się już zbieram - uśmiechał się. Byłam już znacznie spokojna. Miło, że Harry mi to zaproponował, tak to bym znowu musiała bulić na taxi.
-O, byłoby fajnie- powiedziałam, akceptując jego propozycje.
Harry pożegnał się z Lex, a ona z nim i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu.
-Kurwa, gdzie one.. Dobra mam!- powiedział dumny z siebie.
-To GO!-powiedziałam już rozbawiona. miło się robi na sercu, gdy masz obok siebie prawdziwego przyjaciela, który i tak cię podwiezie, mimo że mieszka na drugim końcu Londynu w przeciwnym kierunku. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, bo jednak dużo nas łączy, a na dodatek Harry tak bardzo się przede mną otworzył...
-I jak tam panno Kolbricht?- powiedział po chwili przerywając martwą ciszę.
-Wszystko spoko panie Styles, a u pana? - spojrzałam w jego stronę. Nie śmiałam się, on też. chciałam by się przede mną otworzył, on też chciał.
-Nie za dobrze...-nerwowo przygryzał wargę.
-To banalne Harry...ale będzie dobrze...O Ciebie się zbytnio nie martwię, ale z Lexi... Harry z nią nie jest dobrze...-westchnęłam. ciężko mówi się takie rzeczy.
-Wiem...-mruknął niechętnie. Wiem, wolałby by było inaczej...-B-boje się o nią, ale teraz nic na to nie poradę, jakoś damy radę. Musimy...-powiedział.Na szyi uwydatniła się żyłka, a sam zaczął kurczowo trzymać kierownicę i wciskał pedał gazu bardzo mocno. - Ej Liz, czy między Tobą, a Liamem, doszło już do czegoś?
-Zależy co masz na myśli? - uśmiechnęłam się tajemniczo
-jakiś seksik czy coś innego, równie szalonego? - zaśmiał się i puścił oczko.
-Nieee, jeszcze nie...- dołączyłam się do śmiania. Oj widać, że Harry to facet. Myślenie penisem, w beznadziejnej sytuacji to u nich podstawa. Ale wszyscy są kochania, byleby byli dobrzy.
-Oj, oj, oj Liaś coś słabo działa, a powinien się pospieszyć, bo mu dobra sztuka zwieje z pola widzenia - śmiał się dalej.
-Skończ Deklu - dałam mu kuksańca w ramię.
-Dobra, już się nie odzywam - podniósł jedną rękę w geście poddania, mimo że szelmowski uśmieszek gościł na jego buzi.
Pożegnaliśmy się i wysadził mnie pod moją kamienicą. wchodząc patrzyłam pod nogi, ponieważ schody są strasznie strome. Gdy podniosłam wzrok dostrzegłam go...Zayn stał przyciśnięty do moich drzwi i patrzył na mnie z uroczym uśmieszkiem. Ukłucie w sercu i ten głosik : "Może przyszedł powiedzieć Ci, że Cię kocha?" Nie Liz, ty masz Liam'a, on kocha się w Lexi.
-Odsuń się- powiedziałam chłodno- Chcę otworzyć drzwi.
-Cześć Liz - pogłaskał mnie po łopatce. Nie wiem skąd wiedział, że uwielbiam gdy ktoś mnie tam głaszcze...- Mogę wejść?
-Właź jak musisz...
Weszliśmy. cały czas czułam na sobie jego wzrok. Chciałam płakać. Ja też nie jestem fair wobec niego.
Może chciał mnie wykorzystać, ale powinnam dać mu się wytłumaczyć. dalej miałam iskierkę nadziei, że jednak mnie kocha. Cała drżałam. czekałam co powie.
-Liz, co z Lexi?
-Dobrze- powiedziałam krótko i ozięble. Nawet się nie zapytał co u mnie. dalej ja kocha... Czemu mi tak na nim zależy. NIE! Liz myśl o Liam'ie, facecie, który się nie spieszy, szczerze cie adoruje i chce dla ciebie jak najlepiej.
-A dziecko?
-Stan matki i dziecka jest stabilny - zacytowałam lekarza prowadzącego ciążę Lex. iskierka dalej się tłukła. Teraz jednak w geście rozpaczy.
-Widzę, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Rozumiem... Przepraszam, za siebie..- wyszeptał.
Odprowadziłam go do drzwi.-do zobaczenia Liz - wyszeptał i pocałował mnie w policzek. ale nie tak jak całujesz się z ciocią. Tylko jak mąż całujący się z żoną, zanim wyruszy na wojnę. Z pełnią namiętności i miłość, ale niewinnie, delikatnie i pożegnalnie. Poczułam jak łzy wzbierają mi do oczu. Tak samo tata pocałował mamę na lotnisku zanim odleciał na Bałkany... zamknęłam za chłopakiem drzwi.Nie, on na pewno mnie tak nie pocałował. Ubzdurała sobie to pewnie... Bezsilna zsunęłam się i szlochałam. jaka ja jestem
głupia. kocham dwóch mężczyzn na raz. Jeden mnie nie kocha, drugi niby kocha, ale widzi we mnie swoją martwa dziewczynę. kurwa jaka ja jestem głupia.... Musze się ogarnąć pomyślałam. w tym momencie mój samsung zapiszczał. Co do cholerki spojrzałam na ekran: "Księżniczko, kareta przyjeżdża dziś o 20. radze się ubrać zwiewnie, bo jedziemy na brzeg syrenek. Li" Mimowolnie się uśmiechnęłam. ciekawe co ten wariat wymyślił? Wykapałam się i ubrałam się w białą zwiewną sukieneczkę i balerinki w kolorze malinek. Ładnie i dziewczęco. Tylko złota opaska we włosy i już. Bardzo dobrze. Nie musiałam długo czekać na Liam'a. Zapukał do moich drzwi. Otworzyłam i...oniemiałam... przede mną stał Liam, a za nim 10 pojemniczków pełnych róż. Po 100 w każdym i on wręczył mi bukiecik, składający się z trzynastu w tym jednej na samym czubku białej... On wie, jak zaskoczyć pozytywnie dziewczynę. Mężczyźni nie rozumieją czemu lubimy dostawać kwiaty. każda z nas z
innego powodu. ja widzę w nich piękno Matki Natury... Wtuliłam się w Liam'a. Pachniał perfumami Playboy'a. Może i dosyć tanie, ale pięknie pachną. Ja osobiście je uwielbiam...
-I jak Słoneczko mojego życia, gotowa?- mówił obejmując mnie.
-Tak - zaśmiała się i stając na palcach dałam mu buziaka w czoło.
Lubił to ewidentnie. Wyszliśmy z mojego domu i poszliśmy do jego auta. Gdy wsiedliśmy najpierw z radia poleciała piosenka Will.I.Am.'a i Britney Spears Scream&Shout. Jednak chłopak niezadowolony zmienił na muzykę klasyczną. romantycznie. Na początku była Habanera z opery Carmen <włącz http://www.youtube.com/watch?v=8w9yJdkeryI i słuchaj cały czas dopóki trwa obecna akcja z Liam'em>. Uwielbiałam ten utwór. Li też.
-Liz, wiem, że Zayn był dziś u ciebie...
-Skąd wiesz?-spytałam zdziwiona.
-Ma się tych szpiegów - zaśmiał się. Oj uroczy jest jak tak się śmieje. Było mi miło przy nim cudownie, gdyby tak często nie mylił się, że Ho-liz.- Po prostu nieważne. czego chciał?
-Ojej spytał się o Lex i dzidziusia. Co tak warczysz o nim, to twój przyjaciel, nie?
-Tak - widziałam, w lusterku, że wyłapał, że patrzę sobie na buty i przez okno, mówiąc mu to. Wyłapał to, że unikam jego wzroku. Nie chciałam by mógł dostrzec, że na myśl o Zayn'ie uśmiecham się... Nie wiem, jak można kochać dwóch facetów na raz... Jestem nienormalna... Po 20 minutach siedzenia w ciszy dojechaliśmy do plaży.
-Widzisz Gwiazdeczko tamte światła? - spytał się mnie gdy wyciągał koszyk i pled piknikowy i potem szykował nam miejsce na ucztę, na starym drewnianym molo.
-Tak - były piękne i podziwiałam je.
-To Francja. Niby my Brytyjczycy się z Francuzami nienawidzimy, a jednak oba kraje są piękne i pełne wspaniałych tradycji...
-Czekaj, jak stąd widać Francję?
-Normalnie, to najbardziej wysunięta w kierunku Francji plaża nad kanałem la Manche.
-Ojejciu. - powiedziałam nie mogąc oderwać wzroku od migających świateł w oddali.
Usiedliśmy. Wszystkie dania były cudowne. Na przystawkę tosty z łososia, i kawałki jabłka, potem były pyszne krewetki w sosie śmietanowo-ziołowym, a kolacje wieńczył idealny deser... tort czekoladowy... do całej kolacji piliśmy drogie, słodkie, białe wino. Takie jakie uwielbiam. Po wszystkim przytuliliśmy się do siebie i spojrzeliśmy w gwiazdy. wtedy Liam zaczął błądzić po mym brzuchu dłonią zjeżdżając niżej, i całując moją szyję.Potem pieścił moje wargi, jego ręka była pod moją sukienką. Nagle wstał i ściągnął spodnie. przez czarne bokserki widziałam jego kutasa... był bardzo duży. Zdjął bieliznę.... a jego kutas, był tak sprężysty, soczysty i wielki....
-Liz, wiesz co robić- puścił do mnie oczko.
Zaczęłam go ssać. Byłam tak podniecona, mokra, a moje sutki były po prostu mega twarde. Najpierw pieściłam językiem jego żołędzia. Widziałam, że mu się to podoba, gdyż zmrużył lekko oczy, i odchylił głowę do tylu. Jęczał. Wzięłam go bardziej do buzi. Najpierw do połowy, później do samych jąder. Cały czas ręką masowałam jego jajka. Powaliłam mu ręką Ale jęczał. Już marzyłam, jak we mnie wchodzi na tym molo... Teraz lizałam jego jaja. Kurde, Liam jest naprawdę niezły... Odsunął moją głowę, ustawił mnie na czworaka, podniósł moją sukienkę i... zaczął we mnie wchodzić. najpierw tylko żołądź, ale jęczałam z rozkoszy.On jest cudowny, zaczął wchodzić we mnie coraz szybciej i szybciej, jęczałam.... nagle dostałam niezłego klapsa.
-Lubisz tak Ho... Lizzy? - mruczał.
-Bardzo...
Zayn jesteś cudowny... chwila, czy ja pomyślałam Zayn?! Przecież to Liam... Tak to Liam... Cudowny i kochany Liam.... Czułam, że zbliża sie orgazm... Mój jak i jego.... Całe uczucie rozkoszy, przyjemności i niezwykłej namiętności mieszało się. Powietrze po prostu uciekało ze mnie. Nie mogłam spokojnie oddychać. Jejku, ale ten chłopak ma tempo...
-Zayn nie tak szybko...- wyszeptałam.
-Proszę?- spytał się Liam.
-Powiedziałam byś zwolnił, bo dojdziesz zaraz...- uprzytomniałam sobie, że to Li.
-Dobrze Sakrbie, albo nie... Ja już dochodzę...
Rzeczywiście, czułam jak prezerwatywa wypełnia się jego spermą. Było mi rozkosznie. Padliśmy na molo. Li zdjął kondoma i wyrzucił go. Usnęliśmy na pledzie przytuleni do siebie. rano obudziłam się o świcie. Resztki kolacji walały się po starym molo. Li spał sobie słodko. Czułam się szczęśliwa, bo mam jego. Kocham go... tak to chyba odpowiednie słowo. Wstałam i ogarnęłam się. Uff po tych nocnych igraszkach wyglądałam strasznie. Pogniecione ubranie, zmierzwione włosy i ten rozmyty makijaż. Cichutko otworzyłam auto Li i poprawiłam twarz i włosy. No genialnie. Zaczęłam iść brzegiem. Słońce poranne miło przygrzewało, chłodna woda obmywała moje stopy. Ojejciu kocham Liama, ale czy mogę mu zaufać? Chcę go naprawdę kochać... Ale boje się... gdy tak sobie szłam dostałam sms od Harrego: "ZDRADZIŁEM LEX! Nie wiem jak do tego doszło. Lex się skądś
dowiedziała. Help!!!" O ja cię pierdzielę. Przystanęłam i szybko się obróciłam. biegiem wracałam na molo. Zastałam Li szykującego śniadanie. był bez spodni, w rozpiętej koszuli i majtkach. Ojej, nawet teraz czuję, że go kocham. Albo skretyniałam, albo znalazłam tego jedynego... ale nie można tracić głowy.
-Liam, szybko ogarniaj się. Jedziemy do Harrego. Masakra totalna.
-Dobrze Żabciu, już się zbieramy - podszedł i pocałował mnie.
Już po 20 minutach jechaliśmy błyskawicznie. Tłumaczyłam po raz kolejny, to co wiem, gdy nagle zabrzęczał mój telefon. Wyświetliło się zdjęcie Lex. Odebrałam.
-Halo?
-Dupek... zdradził mnie - mówiła łamiącym się głosem. słyszałam, że płakała, lub zaraz się rozpłacze.
-Lex, zaraz będę. Pogotowie damskich złamanych serc, jedzie z ciężkim wyposażeniem.
-Czekam - już szlochała.
To nie było w jej stylu, ale nawet to ją przybiło. ONI są idealnie dopasowana parą. Mimo że się kłócą, każdy, prócz Zayn'a im dopinguje.
-Kotuś zatrzymaj się przy tamtym sklepie.
-Dla Ciebie wszystko Liz - powiedział i posłusznie tam zaparkował.
Wpadłam do sklepu jak burza, szybko wzięłam 2 zgrzewki piw (jedna lager druga słodki ale) 2 tabliczki czekolady, pełno żelków, batoników, ciasteczek i kilka paczek chusteczek.
-Ojejciu Liz, co ty posiedzenie feministek organizujesz?
-To nie są żart Li. To zrujnowana Lexi Clarke. Nie wiesz jak się pociesza dziewczyny. Kupiłam dla Ciebie i Harrego piwo. to sobie męsko pogadacie i go pocieszysz. Ale ma być w lepszym stanie potem, jasne?
-Oki oki - śmiał się - ale nie kręć już swoja pupcią, bo działa na mnie zbyt pobudzająco - dodał szeptem do mojego ucha i cmoknął mnie w nie.
Śmieszny jest, ale czuły. Nie wiem czemu, ale już planuję z nim miłe życie domowe. On wracający popołudniu do domu, ja robiąca obiad dla nas i naszych dzieci - syna i córki. Jak perfekcyjna pani domu w wersji słodkie lata 50. Oj głupia krowa ze mnie...
Dojechaliśmy do bloku rodziców Lex. Li pocałował mnie i wysiadłam. Weszłam na górę. otworzyła mi Lex...
Ask Lizzy --------> http://ask.fm/LizzyKolbricht
Twitter Lizzy -------->https://twitter.com/LizzyKolbricht
Ask Verosiema -------->http://ask.fm/verosiema
Twitter Verosiema -------->https://twitter.com/verosiema
proszę o zadawanie pytań w komentarzach :*
*************Oczami Lizzy*************
...po pół godzinie już byłam. Biegłam jak szalona do sali Amandy. Serce biło mi jak szalone. Stresowałam się mocno i nie chciałam tam wcale iść. Ale musiałam.... dziewczyna leżała na łóżku wytapetowana i zniecierpliwiona.-Jesteś panno Kolbricht! Dawaj hajs...
-Amanda, masz te swoje pieniądze - powiedziałam z pokerowa twarzą, choć w środku cała dygotałam - Jaką mam gwarancję, że są bezpieczni?
-Sraką - warknęła przeliczając pieniądze- jak biznes to biznes. Dobra, ja wyślę SMS, do mojego człowieka w szpitalu.
-Chcę zobaczyć, że wysłałaś...
-Masz kretynko - warknęła. Spojrzałam na smartphona. Wysłana wiadomość na numer 66* *** **6: "Nie rób przypadkowej aborcji tej suce, kasa jest". odetchnęłam z ulgą.
-Co zamierzasz teraz zrobić Amanda?
-Londyn stał się za ciasny, jadę dilować do New York. a teraz wypierdalaj, bo się zbierać do wypisu muszę.
Wyszłam, jednak by być pewna, że lex jest bezpieczna złapałam taksówkę i pojechałam do niej. Mimo zapewnień Amandy, nie wierzyłam jej. Serce biło mi jak szalone. Wyskoczyłam z taksówki. Weszłam do szpitala. Jacyś dziwni Ci pacjenci... Nagle gdy dochodziłam do ginekologiczno-położniczego, zobaczyłam coś czego się nie spodziewałam. pielęgniarz złapał drobną blond pielęgniarkę. najpierw chciałam naskoczyć na tego karka, ale po chwili zobaczyłam co jest grane.
-Jesteś aresztowana Susanne Baker, za przeprowadzanie nielegalnych aborcji, sutenerstwo, narkotyki i usiłowanie zabójstwa.
-Jakie zabójstwo -darła się blondyna.
-A to? - powiedział wyjmując strzykawkę z jej fartucha - Komu chciałaś zafundować złoty strzał?
-Nie twój biznes psie! - w tym momencie reszta policjantów się uaktywniła. poschodzili z wózków, zdjęli kitle, wstali z krzeseł. Uff sporo ich jak na jedna pielęgniarkę.
-Hej co się tu dzieje - zagadanęłam karka, który zdejmował fatałaszki pielęgniarza.
-Aaaa to ty. Nic szczególnego, aresztowanie tej babki. zarzuty słyszałaś, wiesz coś o niej? - mruknął
-Niewiele, znam jej współpracownice..
-Słynną An? Gadaj co wiesz, kim ta suka jest!
-Amand...- po czym opowiedziałam mu cała historię co i jak, kim jest Amanda. Po wszystkim poszłam do Lex. Już od wejścia na odział słyszałam, że jest z Harrym. Weszłam do salki.
-Hej nie przeszkadzam?- zagadnęłam.
-Nie wchodź-powiedział Harry ze sztucznym uśmiechem. Oj krucho z nim. choć sama grałam teraz spokojną mimo to w środku bardzo się stresowałam -Co tam? - dodał z przymusu, by wytworzyć konwersacje.
Wzruszyłam tylko ramionami. co miałam powiedzieć, yyy wczoraj poszłam do takiej laski co jest mega niebezpieczna, ona groziła życiem Lex, byłam na randce z Liam'em, dziś dałam tej suce pieniądze, byłam świadkiem aresztowania, jestem cała zestresowana i przestraszona i nieudolnie udaje szczęśliwą z życia młodą dziewczynę. PO PROSTU NORMALKA. Każdy tak ma, nie?
-Przyszłam się upewnić czy nic ci nie zabrakło.- uśmiechnęła się do Lex najspokojniej jak umiałam. O kurde, jak aktorzy robią to tak realistycznie. Choć w sumie maja łatwiej, bo to nie od nich zależy życie ciężarnej przyjaciółki. Rozpędziła się... Przyjaciółki?... Przecież Lex nie dawała mi szans.. ale jednak jest między nami TA więź...
Lexi uspokoiła mnie, że wszystko ma. chyba nie dostrzegła, że się stresuję i automatycznie z troską patrzę się na nią i na brzuszek.
-A z Tobą wszystko dobrze? - spytał Harry. Poznał się, że jestem zdenerwowana? Jak on widzi, to i Lexi też! O cholercia, nie chcę stresować ciężarnej!
-T-t-tak.. jest Okej. Lexi jeśli coś potrzebujesz dzwoń- powiedziałam i ruchem warg powiedziałam ;" w sprawach sercowych też" i puściłam oczko. Przez moment na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech. Ojejku, wyglądała na tak kruchą..- w takim razie, ja wam nie przeszkadzam.
-To poczekaj, mogę Cię podwieźć do domu, bo ja też się już zbieram - uśmiechał się. Byłam już znacznie spokojna. Miło, że Harry mi to zaproponował, tak to bym znowu musiała bulić na taxi.
-O, byłoby fajnie- powiedziałam, akceptując jego propozycje.
Harry pożegnał się z Lex, a ona z nim i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu.
-Kurwa, gdzie one.. Dobra mam!- powiedział dumny z siebie.
-To GO!-powiedziałam już rozbawiona. miło się robi na sercu, gdy masz obok siebie prawdziwego przyjaciela, który i tak cię podwiezie, mimo że mieszka na drugim końcu Londynu w przeciwnym kierunku. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, bo jednak dużo nas łączy, a na dodatek Harry tak bardzo się przede mną otworzył...
-I jak tam panno Kolbricht?- powiedział po chwili przerywając martwą ciszę.
-Wszystko spoko panie Styles, a u pana? - spojrzałam w jego stronę. Nie śmiałam się, on też. chciałam by się przede mną otworzył, on też chciał.
-Nie za dobrze...-nerwowo przygryzał wargę.
-To banalne Harry...ale będzie dobrze...O Ciebie się zbytnio nie martwię, ale z Lexi... Harry z nią nie jest dobrze...-westchnęłam. ciężko mówi się takie rzeczy.
-Wiem...-mruknął niechętnie. Wiem, wolałby by było inaczej...-B-boje się o nią, ale teraz nic na to nie poradę, jakoś damy radę. Musimy...-powiedział.Na szyi uwydatniła się żyłka, a sam zaczął kurczowo trzymać kierownicę i wciskał pedał gazu bardzo mocno. - Ej Liz, czy między Tobą, a Liamem, doszło już do czegoś?
-Zależy co masz na myśli? - uśmiechnęłam się tajemniczo
-jakiś seksik czy coś innego, równie szalonego? - zaśmiał się i puścił oczko.
-Nieee, jeszcze nie...- dołączyłam się do śmiania. Oj widać, że Harry to facet. Myślenie penisem, w beznadziejnej sytuacji to u nich podstawa. Ale wszyscy są kochania, byleby byli dobrzy.
-Oj, oj, oj Liaś coś słabo działa, a powinien się pospieszyć, bo mu dobra sztuka zwieje z pola widzenia - śmiał się dalej.
-Skończ Deklu - dałam mu kuksańca w ramię.
-Dobra, już się nie odzywam - podniósł jedną rękę w geście poddania, mimo że szelmowski uśmieszek gościł na jego buzi.
Pożegnaliśmy się i wysadził mnie pod moją kamienicą. wchodząc patrzyłam pod nogi, ponieważ schody są strasznie strome. Gdy podniosłam wzrok dostrzegłam go...Zayn stał przyciśnięty do moich drzwi i patrzył na mnie z uroczym uśmieszkiem. Ukłucie w sercu i ten głosik : "Może przyszedł powiedzieć Ci, że Cię kocha?" Nie Liz, ty masz Liam'a, on kocha się w Lexi.
-Odsuń się- powiedziałam chłodno- Chcę otworzyć drzwi.
-Cześć Liz - pogłaskał mnie po łopatce. Nie wiem skąd wiedział, że uwielbiam gdy ktoś mnie tam głaszcze...- Mogę wejść?
-Właź jak musisz...
Weszliśmy. cały czas czułam na sobie jego wzrok. Chciałam płakać. Ja też nie jestem fair wobec niego.
Może chciał mnie wykorzystać, ale powinnam dać mu się wytłumaczyć. dalej miałam iskierkę nadziei, że jednak mnie kocha. Cała drżałam. czekałam co powie.
-Liz, co z Lexi?
-Dobrze- powiedziałam krótko i ozięble. Nawet się nie zapytał co u mnie. dalej ja kocha... Czemu mi tak na nim zależy. NIE! Liz myśl o Liam'ie, facecie, który się nie spieszy, szczerze cie adoruje i chce dla ciebie jak najlepiej.
-A dziecko?
-Stan matki i dziecka jest stabilny - zacytowałam lekarza prowadzącego ciążę Lex. iskierka dalej się tłukła. Teraz jednak w geście rozpaczy.
-Widzę, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Rozumiem... Przepraszam, za siebie..- wyszeptał.
Odprowadziłam go do drzwi.-do zobaczenia Liz - wyszeptał i pocałował mnie w policzek. ale nie tak jak całujesz się z ciocią. Tylko jak mąż całujący się z żoną, zanim wyruszy na wojnę. Z pełnią namiętności i miłość, ale niewinnie, delikatnie i pożegnalnie. Poczułam jak łzy wzbierają mi do oczu. Tak samo tata pocałował mamę na lotnisku zanim odleciał na Bałkany... zamknęłam za chłopakiem drzwi.Nie, on na pewno mnie tak nie pocałował. Ubzdurała sobie to pewnie... Bezsilna zsunęłam się i szlochałam. jaka ja jestem
głupia. kocham dwóch mężczyzn na raz. Jeden mnie nie kocha, drugi niby kocha, ale widzi we mnie swoją martwa dziewczynę. kurwa jaka ja jestem głupia.... Musze się ogarnąć pomyślałam. w tym momencie mój samsung zapiszczał. Co do cholerki spojrzałam na ekran: "Księżniczko, kareta przyjeżdża dziś o 20. radze się ubrać zwiewnie, bo jedziemy na brzeg syrenek. Li" Mimowolnie się uśmiechnęłam. ciekawe co ten wariat wymyślił? Wykapałam się i ubrałam się w białą zwiewną sukieneczkę i balerinki w kolorze malinek. Ładnie i dziewczęco. Tylko złota opaska we włosy i już. Bardzo dobrze. Nie musiałam długo czekać na Liam'a. Zapukał do moich drzwi. Otworzyłam i...oniemiałam... przede mną stał Liam, a za nim 10 pojemniczków pełnych róż. Po 100 w każdym i on wręczył mi bukiecik, składający się z trzynastu w tym jednej na samym czubku białej... On wie, jak zaskoczyć pozytywnie dziewczynę. Mężczyźni nie rozumieją czemu lubimy dostawać kwiaty. każda z nas z
innego powodu. ja widzę w nich piękno Matki Natury... Wtuliłam się w Liam'a. Pachniał perfumami Playboy'a. Może i dosyć tanie, ale pięknie pachną. Ja osobiście je uwielbiam...
-I jak Słoneczko mojego życia, gotowa?- mówił obejmując mnie.
-Tak - zaśmiała się i stając na palcach dałam mu buziaka w czoło.
Lubił to ewidentnie. Wyszliśmy z mojego domu i poszliśmy do jego auta. Gdy wsiedliśmy najpierw z radia poleciała piosenka Will.I.Am.'a i Britney Spears Scream&Shout. Jednak chłopak niezadowolony zmienił na muzykę klasyczną. romantycznie. Na początku była Habanera z opery Carmen <włącz http://www.youtube.com/watch?v=8w9yJdkeryI i słuchaj cały czas dopóki trwa obecna akcja z Liam'em>. Uwielbiałam ten utwór. Li też.
-Liz, wiem, że Zayn był dziś u ciebie...
-Skąd wiesz?-spytałam zdziwiona.
-Ma się tych szpiegów - zaśmiał się. Oj uroczy jest jak tak się śmieje. Było mi miło przy nim cudownie, gdyby tak często nie mylił się, że Ho-liz.- Po prostu nieważne. czego chciał?
-Ojej spytał się o Lex i dzidziusia. Co tak warczysz o nim, to twój przyjaciel, nie?
-Tak - widziałam, w lusterku, że wyłapał, że patrzę sobie na buty i przez okno, mówiąc mu to. Wyłapał to, że unikam jego wzroku. Nie chciałam by mógł dostrzec, że na myśl o Zayn'ie uśmiecham się... Nie wiem, jak można kochać dwóch facetów na raz... Jestem nienormalna... Po 20 minutach siedzenia w ciszy dojechaliśmy do plaży.
-Widzisz Gwiazdeczko tamte światła? - spytał się mnie gdy wyciągał koszyk i pled piknikowy i potem szykował nam miejsce na ucztę, na starym drewnianym molo.
-Tak - były piękne i podziwiałam je.
-To Francja. Niby my Brytyjczycy się z Francuzami nienawidzimy, a jednak oba kraje są piękne i pełne wspaniałych tradycji...
-Czekaj, jak stąd widać Francję?
-Normalnie, to najbardziej wysunięta w kierunku Francji plaża nad kanałem la Manche.
-Ojejciu. - powiedziałam nie mogąc oderwać wzroku od migających świateł w oddali.
Usiedliśmy. Wszystkie dania były cudowne. Na przystawkę tosty z łososia, i kawałki jabłka, potem były pyszne krewetki w sosie śmietanowo-ziołowym, a kolacje wieńczył idealny deser... tort czekoladowy... do całej kolacji piliśmy drogie, słodkie, białe wino. Takie jakie uwielbiam. Po wszystkim przytuliliśmy się do siebie i spojrzeliśmy w gwiazdy. wtedy Liam zaczął błądzić po mym brzuchu dłonią zjeżdżając niżej, i całując moją szyję.Potem pieścił moje wargi, jego ręka była pod moją sukienką. Nagle wstał i ściągnął spodnie. przez czarne bokserki widziałam jego kutasa... był bardzo duży. Zdjął bieliznę.... a jego kutas, był tak sprężysty, soczysty i wielki....
-Liz, wiesz co robić- puścił do mnie oczko.
Zaczęłam go ssać. Byłam tak podniecona, mokra, a moje sutki były po prostu mega twarde. Najpierw pieściłam językiem jego żołędzia. Widziałam, że mu się to podoba, gdyż zmrużył lekko oczy, i odchylił głowę do tylu. Jęczał. Wzięłam go bardziej do buzi. Najpierw do połowy, później do samych jąder. Cały czas ręką masowałam jego jajka. Powaliłam mu ręką Ale jęczał. Już marzyłam, jak we mnie wchodzi na tym molo... Teraz lizałam jego jaja. Kurde, Liam jest naprawdę niezły... Odsunął moją głowę, ustawił mnie na czworaka, podniósł moją sukienkę i... zaczął we mnie wchodzić. najpierw tylko żołądź, ale jęczałam z rozkoszy.On jest cudowny, zaczął wchodzić we mnie coraz szybciej i szybciej, jęczałam.... nagle dostałam niezłego klapsa.
-Lubisz tak Ho... Lizzy? - mruczał.
-Bardzo...
Zayn jesteś cudowny... chwila, czy ja pomyślałam Zayn?! Przecież to Liam... Tak to Liam... Cudowny i kochany Liam.... Czułam, że zbliża sie orgazm... Mój jak i jego.... Całe uczucie rozkoszy, przyjemności i niezwykłej namiętności mieszało się. Powietrze po prostu uciekało ze mnie. Nie mogłam spokojnie oddychać. Jejku, ale ten chłopak ma tempo...
-Zayn nie tak szybko...- wyszeptałam.
-Proszę?- spytał się Liam.
-Powiedziałam byś zwolnił, bo dojdziesz zaraz...- uprzytomniałam sobie, że to Li.
-Dobrze Sakrbie, albo nie... Ja już dochodzę...
Rzeczywiście, czułam jak prezerwatywa wypełnia się jego spermą. Było mi rozkosznie. Padliśmy na molo. Li zdjął kondoma i wyrzucił go. Usnęliśmy na pledzie przytuleni do siebie. rano obudziłam się o świcie. Resztki kolacji walały się po starym molo. Li spał sobie słodko. Czułam się szczęśliwa, bo mam jego. Kocham go... tak to chyba odpowiednie słowo. Wstałam i ogarnęłam się. Uff po tych nocnych igraszkach wyglądałam strasznie. Pogniecione ubranie, zmierzwione włosy i ten rozmyty makijaż. Cichutko otworzyłam auto Li i poprawiłam twarz i włosy. No genialnie. Zaczęłam iść brzegiem. Słońce poranne miło przygrzewało, chłodna woda obmywała moje stopy. Ojejciu kocham Liama, ale czy mogę mu zaufać? Chcę go naprawdę kochać... Ale boje się... gdy tak sobie szłam dostałam sms od Harrego: "ZDRADZIŁEM LEX! Nie wiem jak do tego doszło. Lex się skądś
dowiedziała. Help!!!" O ja cię pierdzielę. Przystanęłam i szybko się obróciłam. biegiem wracałam na molo. Zastałam Li szykującego śniadanie. był bez spodni, w rozpiętej koszuli i majtkach. Ojej, nawet teraz czuję, że go kocham. Albo skretyniałam, albo znalazłam tego jedynego... ale nie można tracić głowy.
-Liam, szybko ogarniaj się. Jedziemy do Harrego. Masakra totalna.
-Dobrze Żabciu, już się zbieramy - podszedł i pocałował mnie.
Już po 20 minutach jechaliśmy błyskawicznie. Tłumaczyłam po raz kolejny, to co wiem, gdy nagle zabrzęczał mój telefon. Wyświetliło się zdjęcie Lex. Odebrałam.
-Halo?
-Dupek... zdradził mnie - mówiła łamiącym się głosem. słyszałam, że płakała, lub zaraz się rozpłacze.
-Lex, zaraz będę. Pogotowie damskich złamanych serc, jedzie z ciężkim wyposażeniem.
-Czekam - już szlochała.
To nie było w jej stylu, ale nawet to ją przybiło. ONI są idealnie dopasowana parą. Mimo że się kłócą, każdy, prócz Zayn'a im dopinguje.
-Kotuś zatrzymaj się przy tamtym sklepie.
-Dla Ciebie wszystko Liz - powiedział i posłusznie tam zaparkował.
Wpadłam do sklepu jak burza, szybko wzięłam 2 zgrzewki piw (jedna lager druga słodki ale) 2 tabliczki czekolady, pełno żelków, batoników, ciasteczek i kilka paczek chusteczek.
-Ojejciu Liz, co ty posiedzenie feministek organizujesz?
-To nie są żart Li. To zrujnowana Lexi Clarke. Nie wiesz jak się pociesza dziewczyny. Kupiłam dla Ciebie i Harrego piwo. to sobie męsko pogadacie i go pocieszysz. Ale ma być w lepszym stanie potem, jasne?
-Oki oki - śmiał się - ale nie kręć już swoja pupcią, bo działa na mnie zbyt pobudzająco - dodał szeptem do mojego ucha i cmoknął mnie w nie.
Śmieszny jest, ale czuły. Nie wiem czemu, ale już planuję z nim miłe życie domowe. On wracający popołudniu do domu, ja robiąca obiad dla nas i naszych dzieci - syna i córki. Jak perfekcyjna pani domu w wersji słodkie lata 50. Oj głupia krowa ze mnie...
Dojechaliśmy do bloku rodziców Lex. Li pocałował mnie i wysiadłam. Weszłam na górę. otworzyła mi Lex...
*************Oczami Liam'a*************
Wysadziłem Lizzy tuż pod blokiem Lex. Poczekałem jeszcze chwilę by zobaczyć, że wchodzi do klatki. Nie chce by stała się jej krzywda. Jest teraz moim Słoneczkiem. Nie było sensu już dalej czekać. trzeba ratować Harrego. gdy jechałem do niego wypadło zdjęcie Holly. Spojrzałem na nie... Kochałem ją... Ale to nie Lizzy... Była tak inna od niej. Ale czy była moja miłością? Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Jedyne co teraz wiem, to to, że kocham liz i chcę z nią być. kiedyś się jej oświadczę, będziemy mieli dzieci, psa, aligatora czy co ona będzie chciał. Zrobię dla niej wszystko. spojrzałem raz jeszcze na zdjęcie Holl i podarłem je. Nie wiem czemu to zrobiłem. chyba muszę się od niej odciąć. Nie zapomnieć jej, ale żyć teraźniejszością. Podjechałem po apartamentowiec. Był super, ale nie w stylu Lizzy. Dla nas kupię domek na obrzeżach, blisko Tamizy, bo wiem, że ona uwielbia na nią patrzeć. ale nie mogę się rozpraszać. zadzwoniłem do drzwi. Otworzył mi zniszczony Harry. gdzie ten babiarz wiecznie zadbany. Teraz wyglądał jak zaniedbany dziad.
Pewnie wczorajsza impreza tak na niego wpłynęła i poranna akcja.
-wchodź -wychrypiał.
-Lizzy kupiła dla nas piwo, mam z tobą pogadać.
-Wiesz już...?
-Wiem, przerwałeś mi romantyczny pobyt z Lizzy na molo nad kanałem la Manche, ale jesteśmy przyjaciółmi wybaczam Ci- śmiałem się.
-Zdradziłem Lex.. i to jak z jakąś suką pijany na imprezie...
-Domyśliłem się...
-Jak cię nakryła?
-Chris ten jej kumpel tam był... widział mnie - patrzył się tępo w blat stołu.
-Stary, kochasz lex nie?
-Najbardziej na świecie... - odparł pewnie.
-No to co ty tu robisz - powiedziałem otwierając sobie piwo - Wyglądasz jak dziad spod monopolowego, śmierdzisz i nic nie robisz. Po pierwsze ogarnij się, a po drugie leć do niej i błagaj o przebaczeni.
-to nie takie łatwe...-sapnął.
-Sratwe łatwe... Może i nie łatwe, ale gówno zdziałasz siedząc na dupie. Lizzy jest u Lexi, więc pewnie i ją będzie przekonywała, że pasujecie do siebie, a ty postąpiłeś jak skończony burak, ale, żeby lex tak szybko Cię nie skreślała, bo jesteś tylko facetem, a my w przeciwieństwie do dziewczyn myślimy fiutami, nie mozgami...-uśmiechnąłem się na myśl bojowniczej gadki z ust mojej dziewczyny. Zaraz pomyślałem dziewczyny? tak, kocham ją... i będę z nią....
-Masz racje!- uprzytomnił sobie Harry. Poleciał pod prysznic, potem szybko się ubierał. - Ej Liaś poczekaj tutaj na mnie, ja nie wiem kiedy wrócę, piwka wypij sobie sam, wezmę twój wóz, bo mój jest chyba pod klubem. Dobra ja lecę!
Wyleciał jak poparzony, ale ma do kogo. Otworzyłem drugie piwko i rozparłem się na wygodnej kanapie.
Moje myśli powędrowały w kierunku Lizzy i naszego wspólnego życia w przyszłości...
Subskrybuj:
Posty (Atom)